Wierzę w anioły, zstępujące z nieba. Jestem otoczony przez anioły i nazywam je moimi najlepszymi przyjaciółmi. Kopiuj. Każdy z nas jest aniołem z jednym skrzydłem, a latać możemy tylko przez objęcie się nawzajem. Luciano de Crescenzo. Kopiuj. Anioły wspierają nas, prowadząc drogą, która wiedzie do nadziei i szczęścia. Andy
ANIOŁ STRÓŻ A E A1. Murarz wielkie domy stawia, by gdzie mieszkać było. A E A Muzyk gra na instrumencie, by się lepiej żyło. A E A Piekarz musi zaś pracować, by nie brakło chleba. A E A Anioł Stróż pilnuje duszy, by poszła do nieba. A E A Ref. Aniele, Aniele, niebieski posłańcu, A E A Przy mnie stój, przy mnie stój w tańcu i w różańcu. A E A Aniele, Aniele, wysłanniku Boga, A E A Czuwaj, bo, czuwaj, bo niebezpieczna Górnik węgiel wydobywa, rybak łowi ryby, Pan czarodziej cos czaruje, ale tak na niby. Żołnierz nam pilnuje granic, bo pilnować trzeba, Anioł Stróż pilnuje duszy, by poszła do Nauczyciel uczy dzieci, aby mądre były. Chemik mydło produkuje, by się dzieci myły. Pan ogrodnik sieje trawę, aby sobie rosła. Anioł Stróż pilnuje duszy, by do nieba poszła. (Adam Szewczyk) Piosenka z śpiewnika: WIĘCEJ »
Wizualizacja: Wyobraź sobie, że twój Anioł Stróż września stoi obok ciebie. Wizualizuj, jak pomagają ci w obecnej sytuacji lub problemie. Zobacz siebie otoczonego ich ochronnym światłem i poczuj, jak ich obecność Cię prowadzi. Zaufaj: Zaufaj swojemu Aniołowi Stróżowi z września i jego zdolnościom do pomocy i prowadzenia
Sklep z profesjonalnymi podkładami muzycznymi „Jangok”Akompaniamenty dla profesjonalistów, amatorów, dzieci i nauczycieliMuzyka to nieodłączny element życia niemal każdego człowieka. Towarzyszy ona nie tylko podczas przyjęć czy występów muzycznych, ale także podczas codziennych czynności, kiedy słucha się jej przez słuchawki czy też po to, by poprawić sobie nastrój. Muzyka ubarwia również filmy, reklamy czy treści internetowe. Dzięki niej stają się one ciekawsze. Jednak niektórzy, uwielbiają muzykę do tego stopnia, że nie ograniczają się tylko do jej słuchania, ale oddani są jej tworzeniu lub samodzielnemu odtwarzaniu. Nieważne, czy są oni profesjonalistami w tej dziedzinie, czy zajmują się tym hobbystycznie, z pewnością sięgną po akompaniamenty. Pozwolą one na stworzenie ciekawych aranżacji muzycznych. Co więcej, po gotowe akompaniamenty sięgną również nauczyciele uczący muzyki. Doskonale sprawdzą się one podczas zajęć muzycznych, ale i na różnego rodzaju występach szkolnych. Bowiem, w ofercie sklepu internetowego z podkładami muzycznymi dostępne są akompaniamenty dotyczące rozmaitych tematyk — patriotycznych, religijnych, ekologicznych czy tych, skierowanych do dzieci. W sklepie Jangok oferujemy podkłady na fortepian, które za każdym razem dodadzą wydarzeniu uroczystego muzyczna na różne okazje - kolędy i pastorałki, karaoke, szkolne akademieJak już wspominaliśmy, w naszym sklepie internetowym Jangok można znaleźć akompaniamenty na różne okazje. To samo możemy powiedzieć o oprawie muzycznej. Pośród naszej oferty dostępne są kolędy i pastorałki, piosenki ludowe, harcerskie, religijne, a także podkłady muzyczne na rozmaite okazje, takie jak imieniny i urodziny, Dzień Babci i Dziadka czy Dzień Kobiet. Oferowana przez nas oprawa muzyczna doskonale sprawdzi się również na szkolne akademie. Wystarczy wybrać utwór, który najbardziej pasować będzie do okazji, a następnie zakupić go za wyznaczoną kwotę. Natychmiast po zaksięgowaniu przelewu, wybrany podkład muzyczny zostanie wysłany w formie spakowanego pliku mp3 do Klienta. Po zakupie można korzystać z utworu w dowolny sposób. Oprawa muzyczna w sklepie Jangok sprawdzi się na różne okazje, na przykład na ślub, szkolne akademie, karaoke, imieniny i urodziny, święta religijne, jak i święta okolicznościowe. Dokładamy wszelkich starań, aby każdy znalazł w sklepie podkład muzyczny, którego sklep z podkładami muzycznymi - Jangok - dlaczego warto go wybrać?Sklep internetowy Jangok posiada ogromny wybór podkładów muzycznych na rozmaite okazje. Pośród oferty można znaleźć utwory z niemal każdej dziedziny — poczynając od piosenek dla dzieci, przez oprawę muzyczną ślubów, na piosenkach o ekologii kończąc. Nasz sklep będzie idealnym miejscem dla nauczycieli od muzyki, muzyków, miłośników muzyki, przedszkolanek, ale i dla każdego, kto w sposób legalny chce zdobyć dany podkład muzyczny. Jednak, odpowiadając na pytanie — dlaczego warto wybrać właśnie sklep muzyczny Jangok? Już spieszymy z odpowiedzią. W naszym sklepie można znaleźć naprawdę duży wybór podkładów muzycznych. Co więcej, nieważne, jaki utwór się wybierze — ich cena jest zawsze taka sama i wynosi 20 złotych. Warto jeszcze dodać, iż sklep prowadzony jest przez osobę, której pasją, a także zawodem jest właśnie muzyka. Aranżacje i akompaniamenty dostępne w sklepie są zatem tworzone z sercem oraz ogromnym zamiłowaniem. Warto wybrać ten sklep również dlatego, iż zakupiony podkład muzyczny pojawia się u Klienta niemal od razu po zaksięgowaniu wpłaty. Serdecznie zachęcamy do zapoznania się z ofertą sklepu Jangok. Z pewnością każdy znajdzie tam interesującą go oprawę muzyczną. Zapraszamy, jednocześnie mając nadzieję, że wiele Klientów powróci do nas jeszcze w przyszłości. Tymczasem, życzymy udanych zakupów!
Mały Anioł Stróż powinien chronić nas przed niebezpieczeństwami i komfortem, gdy jesteśmy smutni. Wspaniały prezent dla osoby, którą kochasz lub dla siebie. Proszę kliknąć tutaj 6 Anioł Stróż-Strassengelchen-Pearl Angel-Lucky Charm-Lucky Angel-Angel wisior * Ponieważ aniołowie nie mogą być wszędzie, są ludzie tacy jak ty!
Anioł Pański Rozmowa z AniołemAniele mój powiedz,Czy możesz schowaćMnie w ramionach?A w skrzydłach swychOsuszyć znów moje łzyNiewiele powiem CiCzujesz samW niebiosach łatwiej jest trwaćoddychać niebemTam zabierz nas...Aniele mójTy przecież mnie jedną maszI mnie ochronisz za grzechyNiech życie ukaże mnieTy przy mnie zawsze bądźChociaż wiem, me niebo daleko jestWięc nie wpuszczą jeszcze mnieJeszcze nie...W ciemną noc modlitwy krzykZostałeś tylko TyI deszcz na twarzy mejW ciemną noc nie wierzę jużChoć trzepot skrzydeł znówDo snu kołysze mnieAniele mójCzasem nie wierzę w CiebieW samą siebie też wiary brakZraniłam wiele sercLecz nie opuszczaj mnieCzuję strach, że to nie ostatni razPopłynie czyjaś łza, gorzka łza...W ciemną noc modlitwy krzykZostałeś tylko TyI deszcz na twarzy mejW ciemną noc nie wierzę jużChoć trzepot skrzydeł znówDo snu kołysze Femme Anioł przebudzenia Jakie to szczęścieobudzić sięi zobaczyć Anioławysłannika Bogaświadka Jegoobecności/Ks. Jan Twardowski/ Stróż? Bóg posłał anioła, żeby mnie pilnowałz wiecznym piórem pod skrzydłem i w zielonej czapcea ja go wziąłem za chłopca do posługby parzył mi herbatę i przynosił kapcieZ anielską cierpliwością zabrał się do pracystrzegł, chronił, bronił i na zimne dmuchała ja, dumny z siebie, nie myślałem wcależe to nie on mnie, a ja jego powinienem słuchać.../Ks. Tomasz Opaliński/ "Czy przyjmiesz mnie mój Boże, kiedy odejść przyjdzie czasCzy podasz mi swą rękę, a może będziesz się bał" Anioł marzyciel Anioł codziennie marzył,Chciał poczuć wiatr na twarzy,A przed oczami strach...Przez chwile wolnym być,Docenić ludzi świat,Odpłynąć w dół...zostawić list...Ktoś tak mocno ranił go...aż do krwi,Coraz bliżej było dno,Na cztery spusty zamknął drzwi...Zostawił list...By odpłynąć w dachWysoki tak...Dotykać chciał chmur,Z oddali widzieć klatki mur...Jedwabny szal owinął snyPrzez chwile wolnym był...Nie zatrzymany łagodnie spadłUpadłym Aniołem się twarzy swej poczuł wiatr,I strach ciało gnał...Anioł codziennie marzył,I pragnienie się jest już na wieki nieprzytomny,Lecz przez chwile był wolny... Czasem Anioły... Czasem anioły nie są pokryte światłemCzasem anioły nie maja wcale racjiCzasem anioły nie maja nawet skrzydełAle nic nie może równać się z miłością która przynosząMój Mały Anioł nie jest wcale wysokiMój mały anioł nie powiedział mi nawet słowaAle nie ma nic podobnego do dźwięku jaki słyszęKiedy mój Mały Anioł krząta się gdzieś w pobliżuKiedy mój Mały Anioł jest obok mnieCzuje ze mogę latać... i opuszczam ziemieWszystko co słyszę to bijące skrzydłaPłacz dzieci... ale nic poza tymMój Mały Anioł pomaga cały dzieńAle gdy jest w mych ramionach nie ma żadnej siłyNa nic jego delikatne wołanie i złote włosyNie może czynić cudów ale nic to..Mój Mały Anioł nie umie chodzić i mówićAle czas szybko upływa...Mój Mały Anioł nie będzie mały już wkrótceAle na pewno nigdy nie zginie. Jesteś aniołem Anioły są ludźmi niosącymi gdzie są, robi się jasno i są ludźmi, którym dano w rajurodzaj pierwotnej pomagają stanąć na nogi ludziom załamanymi w niewidzialny sposób utrzymują równowagę w nich trochę tajemnicęniezgłębionej dobroci, która pragnie cię ludziach tych czuję, jak przychodzi do mnie Bógze swoją czułością i rozważną problem. Utknąłeś w gdzieś ktoś za pomocą niewidzialnej antenyotrzymuje sugestię, coś w rodzaju nakazu,by do ciebie przyjść i ci pomóc,pchnąć cię naprzód lub cię pocieszyć."Jesteś aniołem"- mówisz do mężczyzny czy znów widzisz światło, minęła anioły nie zjawiają się na zawołanie czy za przychodzą zupełnie nieoczekiwanie, wskazują drogę,rozwiązują problem i znikają, nie czekając na jeszcze na świecie anioły, ale jest ich za panuje jeszcze tyle ciemności i szuka aniołów pośród współczesnych wielu już go nie dostrzega, już nie antena już nie odbiera i już nie jesteś aniołem, a w twoim otoczeniujest dosyć ludzi, dla których możesz być aniołem./Phil Bosmans/ Dwa anioły Dwa anioły spotkały się w locie,Ponad ziemia, wśród błękitnych mórzJeden płynął w purpurze i zlocieMiał wejrzenie jakby rannych zórz,Drugi w czarnych aksamitach tonął,Łez brylantem świecił jego wzrok -A na głowie wieniec z gwiazd mu płonąłI rozjaśniał nieskończony mrok"Wracam z ziemi - rzeki pierwszy z aniołów -Gdziem w ogrodzie życia kwiaty siał,Rozdmuchiwał płomienie z popiołówI przyśpieszał nowy rozkwit ciałTam widziałem, w ciemnej nieszczęść nocy,Dwóch serc czystych krwawy z losem bój,Dwojga istot gorzki ból sierocy,Ich samotny, ciężki życia znójWięc zbliżyłem dwie niedole z sobąI miłości owiałem je tchemA z dwóch smutków nad dawną żałobaSzczęście rajskim wykwitnęło snem!" Ja - rzekł drugi w gwiaździstej kolonie - Wracam także z owych ziemskich pól,Gdzie na chorych sercach kładłem dłonie...I na zawsze koiłem ich spotkałem, pomiędzy innymi,Jedną dusze szlachetna, bez plam -i kochałem tego syna ziemi,Co pięknością dorównywał dojrzałem, że w żywota męceZaczął oliwiąc się... rdzy dostrzegłem ślad,i strwożony, wyciągnąłem ręce,By, padając, nie poplamił miłością prowadzony czystą,Jak najciszej zbliżyłem się doń...Zarzuciłem zasłonę gwiaździstą...I na sercu położyłem mych objęciach on teraz bezpieczny,Bo już władzy nie ma nad nim czas -I zostanie w swej piękności wiecznej,Nie dotknięty żadna, z ziemskich skaz"./Asnyk Adam / Anioł Mój...Przyszedł do mniePrzyszedł nocąByło tak cicho i ciemnoTak bardzo dokładnie słyszałam każde słowo wyszeptane z jego ustWzrok miał tak zimny i smutnyMówił: jestem Twoim AniołemNie wierzyłam....Zabijasz mnie - ledwo wyszeptałTwoja każda zła myśl, każda łzaTo pióro wyrwane z moich skrzydeł, których od tak dawna nie mogę rozwinąćNie zabijaj mnie proszę..Spojrzałam mu głęboko w oczy mówiąc: PrzepraszamPodeszłam do Niego i przytuliłamA z oczu mych zaczęły lecieć łzyŁzy szczęścia, że jest, że czuję jego materialną obecnośćUwierzyłam...A wtedy On rozłożył skrzydłaPowiedział: dziękuję i odleciał....... Wzniesiesz mnie do nieba bram Skrzydłami otulisz, ukoiszZagoisz rany, wyciszysz myśliGdy serce znowu zaboliWiem, że jesteś zawsze przy mnieI będziesz po kres życiaZnasz mnie lepiej niż ja samaNie mam przed Tobą nic do ukryciaMój drogi stróżu i opiekunieChciałabym Cię zobaczyć, poczućTy jeden mógłbyś mnie nauczyćMiłości, pięknych tych uczućKażdy niech ma Anioła StróżaNie będzie tak wtedy samotnyNiech kroczy prostą ścieżką życiaI raju niech będzie godny . Anioły bieszczadzkie Anioły są takie ciche zwłaszcza te w Bieszczadach,gdy spotkasz takiego w górach wiele z nim nie pogadaszNajwyżej na ucho ci powie, gdy będzie w dobrym humorze,że skrzydła nosi w plecaku nawet przy dobrej są całe zielone zwłaszcza te w Bieszczadachłatwo w trawie się kryją i w opuszczonych zielone grają ukradkiem, nawet karty mają zielonezielone mają pojęcie, a nawet zielony bieszczadzkie, bieszczadzkie aniołydużo w was radości i dobrej anioły, anioły bieszczadzkie,gdy skrzydłem cię dotkną, już jesteś ich są całkiem samotne zwłaszcza te w Bieszczadachw kapliczkach zimą drzemią, choć może im nie taki anioł samotny zapomni, dokąd ma lecieći wtedy całe Bieszczady mają szaloną są wiecznie ulotne zwłaszcza te w też czasami nosi po ich anielskich nam przyzwalają i skrzydłem wskazują drogęi wtedy w nas się zapala wieczny bieszczadzki ogień. W cieniu Twoich rąk ukryj proszę mnie... Gdy boję się ,gdy wokół mrok, bądź światłem bądź nadziei dniem Wszystkim o czym śnie, głosem w sercu mym Jak ręka która trzyma mnie Nad brzegiem mocy brzegiem dni... Bądź jak skrzydła dwa kiedy braknie sił... Chwyć mnie i nieś niech niebo bliżej będzie Tak bardzo chce w ramionach skryć się Twych Aniele mój... Aniele.... Gwiezdny deszcz Anioła Czasem, gdy anioły płaczą, Na świat deszcz gwiazd spada, Swoją pieśń tułaczą, Snują po pustych sadach... Anioł ma duszę anielską, Też tęskni, kocha i czuje, I na wędrówkę ziemską, Choć raz przylatuje... Czasem zmieniają swą postać, W pąk róży, czy śpiew ptaka, Chciałyby tak pozostać, Lecz muszą zawsze wracać... Czasem cząstkę zostawią duszy doskonałej Czasem nawet i serce, Jak skrawek sukni swej białej, Czy pióro na Twej ścieżce... I chciałyby po trochu, Ziemskich bytów i łez, Podniebnych wolnych lotów Jak złoty gwiezdny deszcz... Do domu Ojca "Przyszedł do mnie Anioł i powiedział, że zwolniło się miejsce w niebie." Ja chwyciłam jego dłoń.. Wzniosłam się ku górze.. Spojrzałam na ziemię.. Ostatni raz.. Powiedziałam tylko "Przepraszam".. Pomyślałam "Nareszcie".. I odleciałam do Domu Ojca.. MÓJ ANIELE STRÓŻU Mój Aniele, stróżu skrzydlaty, przyjacielu... Człowiek nie ma w życiu aż tak prawdziwych przyjaciół wielu. Dlatego z serca całego i ze łzą w oku, proszę Cię, o mój świetlisty, złotowłosy, -stań przy moim boku. Wysłuchaj co rani i boli, podaj dłoń pomocną w biedzie i niedoli.. Wejdź, witam Cię radośnie, pod dach domu mego, ochraniaj, osłaniaj nas od wszystkiego złego. Utwierdzaj nas w wierze do Boga naszego, wlej w serca nasze z kielicha wielkiego, złotego - tyle radości, pokoju, miłości, by starczyło dla nas i dla naszych miłych gości.... Anielska Dusza Ptak anielskie ma pióra, Anielskimi skrzydłami zlata, Po anielsku błądzi w chmurach. Mógłby ptak być królem świata. Skrzydła mają też motyle, Lecz nie w nich się jawi świętość. Ich anielskość w świętym pyle, Święty ich aksamit, święta miękkość. Gdzie niezwykłość ich uroku? Ile wdzięku znajdziesz w kwiatach? Tam szukając, jak w amoku, Anielski odkryjesz zapach. Jaka świętość! Ile piękna. Lecz... Co z człowiekiem? W nim co dojrzeć muszę. Ach, tak! Jest jedna rzecz! Człowiek... Człowiek ma anielską duszę! AniołCzemu leciał tak nisko ten anioł, ten duchSięgający piersiami skoszonego siana?Wiatr rozgarniał mu skrzydeł świeżący się puch,A od kurzu miał ciemne jak Murzyn kolana...Włos jego - hartowana w niekochaniu miedź!Oczy płoną, miłosnym nieskalane szałem!Snem wezbrała mu w skrzydłach niewiadoma płeć,Kiedy lecąc sam siebie przemilczał swym ciałem...Możem zbyt go zobaczył lub uwierzył zbyt,Bo w niechętnej zadumie przystanął w pół drogi...I znów w oczach mu błysnął nieczytelny świt,Gdy do lotu pierś tężył i prostował jeszcze mu ziębła na wargach, a onJuż piętrami swych skrzydeł ku niebu się wzbiliI ogarom ciała oddał bezmiarom na strwon,A jam się do niebiosów wówczas onieśmielił...Odtąd, gdy wchodzę z tobą w umówiony park,Gdzie światła księżycowe do stóp nam się łaszą -W twych wargach szukam jego przemilczanych wargI nie wiem, co się dzieje z tą miłością naszą?...Bolesław Leśmian "Niekiedy tak bardzo pragniemyStać się aniołami,Ze całkiem zapominamy o tym,By być dobrymi ludźmi."Św. Franciszek Salezy Robota Anioła Stróża Gonił cię mój anioł stróż po świecie, o mój Drogi,biegł wciąż za tobą przez lasy, przez łany,potrącał cię ku mnie, zapędzał cię do mnie,ciągnął za obie ręce, spychał z prostej drogi -o miłości coś szeptał, bredził nieprzytomnie,pachniał jak wytężone białe nikotiany...Siedzący noc całą przy tobie na warciekrzyczał głosem jak trąby złote i waltornie,to znów o łaskę twoją modlił się pokornie,- zbawienie własne diabłom rzucał na pożarcie! -Wreszcie ciebie ślepego, ciebie niechętnegozawiódł przemocą do mego pokoju,gdzie siedziałam płacząca, Pan Bóg wie dlaczego,jak to się zdarza czasami. -Wpuścił cię naprzód, sam został za drzwiami,zatańczył w triumfie jakiś taniec boski -potem twarz zakrył szatą srebrnobiałą,zamyślił się pełen troski -i jęknął z przerażenie nad tym, co się stało. nad tym, co się stało. Maria Pawlikowska - Jasnorzewska O aniołach Odjęto wam szaty białe,Skrzydła i nawet istnienie,Ja jednak wierzę wam, gdzie na lewą stronę odwrócony świat,Ciężka tkanina haftowana w gwiazdy i zwierzęta,Spacerujecie oglądając prawdomówne wasz postój tutaj,Chyba o czasie jutrzennym, jeżeli niebo jest czyste,W melodii powtarzanej przez ptaka,Albo w zapachu jabłek pod wieczórKiedy światło zaczaruje że ktoś was wymyśliłAle nie przekonuje mnie ludzie wymyślili także samych - ten jest chyba dowodem,Bo przynależy do istot niewątpliwie jasnych,Lekkich, skrzydlatych (dlaczegóż by nie),Przepasanych ten głos nieraz we śnieI, co dziwniejsze, rozumiałem mniej więcejNakaz albo wezwanie w nadziemskim języku:zaraz dzieńjeszcze jedenzrób co możesz. Czesław Miłosz AniołowieBywają ognie - podobne do ciszy,Co na przechodnia w zaroślach czatuje...Takich się ogniów nie widzi, lecz słyszy -Nawet nie słyszy, lecz raczej im w piersi wonieją, jak róż -Lecz mi nie wolno korzystać z róż mocy,Ni czarów własnych nadużyć po nocy,Ni łkać, ni wątpić, ni konać w lazurze!Nie wolno modlitw gałązki jedynej,Niesionej Bogu ku czoła ozdobie,Przy łamać stopą - lub przyśnić się tobieW postaci nagiej, zuchwałej dziewczynie!...Więc próżno patrzą w słoneczność dokolną,Bo im ni kochać, ni szaleć nie oni właśnie najtrwalej, najdzielniejMogliby kochać - -od nocy do świtu -Podobni mewom w zatokach błękitu,Tym od nich różni, że tak to właśnie zmyśliliby krociePieszczot zawiłych, nieznanych na ziemi,I niestrudzeni byliby w pieszczocie,I niestrudzeni - i wielcy - i niemi!Bo dla nich tylko, zaprawdę, że dla nichPrzyjdzie ta miłość, co światy ogarnie!Jam śledził w niebie poloty ich sarnieI lęk błękitny w ich źrenicach łanich!Jam słyszał nieraz, że szemrzą jak płomień,Skrzydłem, utkanym z tęcz i oszołomień!Znojni miłosnych zachceń tajemnicą,Jednako zemdleć potrafią w pogoniI za rycerzem, co kocha się w broni,I za bezbronną na kwiatach i żywi, zbożni i występni,Niezwyciężeni - i ów, który ginie -Są ich miłości zarówno dostępni,Jak szczyty górskie i kwiaty w dolinie!Nie ujdzie motyl, ni pszczoła, ni szerszeńIch oczom chciwym, gdzie błękitna bacznośćZmienia tęsknotę bezbrzeż i cudaczność,Skapiąc jej wszelkich granic i zawierszeń!Bo nie zna granic ich żądzy przewina,Prócz tej, gdzie nagłe szczęście się zaczyna... Bolesław Leśmian Prośba O mój Aniele, ty rękęDaj!Przez łzy i mękę,Przez ciemny kraj,Do jasnych źródeł ty mnie doprowadź;Racz się zlitować!Serce me zwiędło jak marnyLiść;Wśród nocy czarnejNie wiem, gdzie iść,I po przepaściach muszę nocować:Więc ty mnie com ukochał, com tyleCzcił,Zdeptane w pylePadło bez sił;Rozpacz i hańbę widząc po drodze,Stanąłem w zbrodni zwycięskiSzał,Widziałem klęskiDuchów i ciał;Więc obłąkany boleścią chodzęWe łzach i nie wiem teraz, w co wierzyćMam,Jak dzień mój przeżyćW ciemności, sam;Nie wiem, czy zdołam wytrwać niezłomnie:Więc ty zstąp do mnie!Lękam się zstąpić z wątpieniemW gróbI z utęsknieniemDo twoich stópChylę się z prośbą i nieprzytomnieWołam: zstąp do mnie!Pokaż mi tryumf w przyszłościDniach,Tryumf miłościKupiony w łzach,I ludu mego zwycięstwo jasnePokaż, nim zasnę!Pokaż mi ciszę wschodzącychZórz,ZmartwychwstającychKrólestwo dusz,A dbać nie będę o szczęście własneSpokojny zasnę. Adam Asnyk Siódmy aniołSiódmy aniołjest zupełnie innynazywa się nawet inaczejSzemkelto nie co Gabrielzłocistypodpora tronui baldachimani to co Rafaelstroiciel chórówani takżeAzraelkierowca planetgeometra nieskończonościdoskonały znawca fizyki teoretycznejSzemkeljest czarny i nerwowyi był wielokrotnie karanyza przemyt grzesznikówmiędzy otchłaniąa niebemjego tupot nieustannynic nie ceni swojej godnościi utrzymują go w zastępie tylko ze względu na liczbę siedemale nie jest taki jak inninie to co hetman zastępówMichałcały w łuskach i pióropuszachani to co Azrafaeldekorator świataopiekun bujnej wegetacjize skrzydłami jak dwa dęby szumiąceani nawet to coDedraelapologeta i kabalistaSzemkel Szemkel- sarkają aniołowiedlaczego nie jesteś doskonałymalarze bizantyjscykiedy malują siedmiuodtwarzają Szemkelapodobnego do tamtychsądzą bowiemże popadliby w herezjęgdyby wymalowali gotakim jak jestczarny nerwowyw starej wyleniałej Mój anioł jest, jak ja,gdy jestem smutnaw jego oku kręci się łza,a kiedy się śmieję,to jego anielska twarz promienieje,jest w nim wiele współczucia i miłościi nigdy nie drwi z moich skrzydła chronią mnie,jak matka swe ukochane dziecięi stara się mnie prowadzić,bym właściwą droga kroczyła,a nie w ciemnościach anioł jest taki, jak jachoć nigdy go nie widziałam,to każdą chwilę razem spędzamy,bez słów się porozumiewamyi nigdy nie opuści mnie nawet,gdy będzie bardzo źlezostanie ze mną do końca,bo walka o mą duszę jest anioł jest taki, jak jaz wyjątkiem różnicy tej,że ja grzeszę, a on nie,a kiedy się go pytam,co jest po drugiej stronie,to szeptem mówi mi, że dowiem sięw odpowiedniej chwili,gdy spotkamy się twarzą w twarz,wówczas pokaże mi swój świat. Mój opiekun ze mną jest, ma tak skrzydła i aureolkę też, gdy tak samotna czuje się, przy mnie zawsze czuwa i jest. Może czasem jest mi źle, to tak bardzo cierpię że, Anioł mój pociesza mnie, ochrania i przytula też. Anioł ten to mój sympatyczny duch, który cieszy się ze mną, że aż otula mnie od głowy do stóp, abym bezpieczna była znów. On tak zawsze przy mnie czuwa, modli się za mnie do Boga, który jest jego stwórcą, abym mogła bezpieczną być i cieszyć się z nim. On to wszystko robi dla mnie, bo mnie kocha mocno tak, on mym przewodnikiem jest przez życie, a ja uczniem jego tak. on to wszystko robi dla mnie, abym mogła do nieba dostać się, że aż czasem z przemęczenia bladnie, gdy coś złego wydarzy się. On chcę zawsze ochronić mnie, ale czasem tak się zdarza, że nie może wtrącać się, żebym ja nauczyła czegoś się sama. Dziękuje ci Panie drogi, za Anioła mego tak, bo tak dziecka skargi, wysłuchałeś z sercem tak. Dzięki ci Boże drogi, za wszystko co jest, że tak ze mną jesteś, poprzez anioła też. Kocham ciebie strasznie, Aniele drogi mój, ty zawsze ze mną jesteś, i troszczysz się jak jeden człowiek swój. Marlena Rychta "Skrzydlata postać"Całe życie Cie szukałam, czekałam aż kiedyś Cię ujrzę Twoje białe skrzydła, którymi mnie osłaniasz od wszelkiego Ci podziękować za troskę i za Twą że za miłość się nie dziękuje-ona Twoja jest Tobie jestem niezwykłym często wątpiłam nie opuściłeś mnie...Dawałeś wiarę i umiałam Cię docenić i nawet nie wiem czy teraz się śmiałam, śmiałeś się razem ze gdy płakałam ocierałeś moje łzy swoimi niebieskimi przy mnie zawsze gdy Cię przyjacielu...Wskazałeś mi drogę, którą mam których miłować. Rzeczy, które mnie w chwilach wątpienia...I jak za to wszystko mam teraz podziękować?Nawet teraz gdy stoję przed Tobą, nic nie mogę powiedzieć...Jest tyle rzeczy, lecz od której tu zacząć?Wiedz, że spisałeś się na medal, bo stoję przed bramą do nawet teraz mnie nie opuszczasz...Podążasz za mną w tunelu złotego opuściłeś aż do śmierci i jeden moment dłużej...Mój Aniele Stróżu dziękuję Chór aniołów-rozbrzmiewa hosanna!Dusza wznosi się w uwielbieniuTańczy i klaszczeA oczy...Patrzą tylko na Ciebie. Powiedz:Czy właśnie tak wygląda niebo?... Anielska poezjaRozmowa zAniołem Aniele mój powiedz, Czy możesz schować Mnie w ramionach? A w skrzydłach swych Osuszyć znów moje łzy Niewiele powiem Ci Czujesz sam W niebiosach łatwiej jest trwać oddychać niebem Tam zabierz nas... Aniele mój Ty przecież mnie jedną masz I mnie ochronisz za grzechy Niech życie ukaże mnie Ty przy mnie zawsze bądź Chociaż wiem, me niebo daleko jest Więc nie wpuszczą jeszcze mnie Jeszcze nie... W ciemną noc modlitwy krzyk Zostałeś tylko Ty I deszcz na twarzy mej W ciemną noc nie wierzę już Choć trzepot skrzydeł znów Do snu kołysze mnie Aniele mój Czasem nie wierzę w Ciebie W samą siebie też wiary brak Zraniłam wiele serc Lecz nie opuszczaj mnie Czuję strach, że to nie ostatni raz Popłynie czyjaś łza, gorzka łza... W ciemną noc modlitwy krzyk Zostałeś tylko Ty I deszcz na twarzy mej W ciemną noc nie wierzę już Choć trzepot skrzydeł znów Do snu kołysze mnieMagda Femme"Anioły do mnie wysyłaj" Anioły do mnie wysyłaj Tylko anioły do mnie wysyłaj piękne pierzaste i zadbane Niech latają ponad mną jak złotoskrzydłe motyle Niech latają nade mną niech mi cudne nuty grają Wysyłaj do mnie anioły niech mi w duszy śpiewają Anioły do mnie wysyłaj niech mi cudne nuty grają Wysyłaj do mnie anioły niech mi w duszy śpiewają Tylko anioły do mnie wysyłaj będę gotował im obiady do przyjaciół zabiorę po ścieżkach swoich oprowadzę Anioły do mnie wysyłaj piękne pierzaste i zadbane Wysyłaj do mnie anioły złotoskrzydłe piękności Anioły do mnie wysyłaj piękne pierzaste i zadbane Wysyłaj do mnie anioły złotoskrzydłe piękności Anioły do mnie wysyłaj zrób im kanapki na drogę Wysyłaj do mnie anioły anielskie piękności Anioły do mnie wysyłaj zrób im kanapki na drogę Wysyłaj do mnie anioły anielskie piękności Tomek Kamiński"Robota Anioła Stróża"Gonił cię mój stróż anioł poświecie, o mój Drogi,biegł wciąż za tobą przez lasy, przez łany,potrącał cię ku mnie, zapędzał cię do mnie,ciągnął za obie ręce, spychał z prostej drogi -o miłości coś szeptał, bredził nieprzytomnie,pachniał jak wytężone białe nikotiany..Siedzący noc całą przy tobie na warciekrzyczał głosem jak trąby złote i waltornie,to znów o łaskę twoją modlił się pokornie,- zbawienie własne diabłom rzucał na pożarcie! -Wreszcie ciebie ślepego, ciebie niechętnegozawiódł przemocą do mego pokoju,gdzie siedziałam płacząca, Pan Bóg wie dlaczego,jak to się zdarza cię naprzód, sam został za drzwiami,zatańczył w tryumfie taniec jakiś boski -potem twarz zakrył szatą srebrno białą,zamyślił się pełen troski - - -i jęknął z przerażenia nad tym, co się stało - - -Maria Pawlikowska-Jasnorzewska"Nie anioł stróż"mojego Anioła Stróża nie widaćchoć nie zazdrości archaniołomnie strzeże nikogo jak na obrazkuprzewraca kładkę po której idęrzuca w przepaść na zbitą głowęwyciąga za nogawkipyta - jak lecimówię mu nieprzyzwoity po łacinie banał- Aniele tobie łatwo bo nie masz ciałaale mnie sempiterna zabolałanie rozumie strzeżonego Pan Bóg nie strzeżedo Boga idzie się na całegoprzez kładkę skopanąprzez miłość która wyszła bokiemprzez rozpacz ze szczegółamiprzez korek uliczny w którym ugrzęzło pogotowie z syrenączasem jak stonoga co pomyliła nogi i stanęła jak nogatłumaczył i ja tłumaczę ale na obrazkach inaczej ks. Jan Twardowski"Anioł"Czemu leciał tak nisko ten anioł, ten duch, Sięgający piersiami skoszonego siana? Wiatr rozgarniał mu skrzydeł świeżący się puch, A od kurzu miał ciemne, jak murzyn, kolana... Włos jego - hartowana w niekochaniu miedź! Oczy płoną, miłosnym nieskalane szałem ! Snem wezbrała mu w skrzydłach niewiadoma płeć, Kiedy lecąc, sam siebie przemilczał swym ciałem... Możem zbyt go zobaczył lub uwierzył zbyt, Bo w niechętnej zadumie przystanął w pół drogi... I znów w oczach mu błysnął nieczytelny świt, Gdy do lotu pierś tężył i prostował nogi. Rosa mu jeszcze zziębła na wargach, a on Już piętrami swych skrzydeł ku niebu się wzbielił I ogrom ciała oddał bezmiarom na strwon, A jam się do niebiosów wówczas onieśmielił... Odtąd gdy wchodzę z tobą w umówiony park, Gdzie światła księżycowe do stóp nam się łaszą - W twych wargach szukam jego przemilczanych warg I nie wiem, co się dzieje z ta miłością naszą?... Bolesław Leśmian"List"Aniele mój, Szukałam Cię, kiedy szczęście porwał złe słowa splotły sieć, nikt nie słyszał serca świat umierał w snach. Myśli wrogiem stały serce lustrem jest i ciągle jeszcze szuka sił, by wybaczyć...Tyle nieotartych łez, zanim los przytulił pustych dni, nim uwolniłam się z tamtych dzień oddala gniew, bo jego ramię siłą mnie czułość wyśniona... i lęk uwięził mnie. Nikt nie słyszał dźwięku w żalu, by znów narodzić już nie pamiętam nic. Czas uspokoić się, by żyć. By nie otruć świata smutkiem nie pytaj mnie...Ile popłynęło łez, zanim los przywrócił pustych dni, nim uwolniłam się z tamtych chwil?Każdy dzień oddala gniew, bo jego ramię siłą mnie czułość wyśniona... i mój Ty wiedziałeś! I cierpiałeś tak jak ja!Przyrzekam Ci więc, że każdy mój dzień będzie światłem tych, którzy pustych dni, nim uwolniłam się z tamtych dzień oddala gniew, bo jego ramię siłą mnie czułość wyśniona... i czułość... Edyta Górniak***Czemu zamykasz drzwi za sobą... Czemu zamykasz drzwi za sobą Tak szybko żeby nikt nie zdążył Wejść do mieszkania razem z tobą Słuchaj naprawdę to Twój Anioł Więc po co ma na deszczu czekać On z nieba na to jest posłany By czuwał wiernie przy człowieku Takie jest nad nim prawo boże Że żyć bez ciebie nie może Puść go — niech żyje z nami Czego za sobą drzwi zamykasz Niech wiatr zahuczy jak muzykaErnest Bryll"Anioł Stróż"Aniele Boży Stróżu mójprowadzisz mnie za każdy uśmiech, każdy bólznasz wszystkie drogi odchodź choćbyś myślał, żeo Tobie zapominamże niby dobrze znałeś mniea jestem całkiem cieniu swych skrzydeł ukryj mniedaj sercu łyk wytchnieniaBo jeszcze wiele trudnych chwilI wiele do kiedy przyjdzie życia kreszamkniesz mi dłonią duszę mą uniesiesz w daldo rozgwieżdżonych Zajączkowska"Anioł poważny i niepoważne pytania"Czy zostałeś aniołem dopiero po dłuższym namyśleczy zamiast palca serdecznego masz tylko wskazującyczy spowiadasz tylko z grzechów ciężkich bo lekkietrudno udźwignąć czy klaszczesz w dłonie patrząc na konanie jak na sytuację przed bramkową czy nigdy nie płaczesz, żeby się nigdy nie uśmiechać czy umiesz uważnie bez powodu słuchać czy nie przytulasz się żeby odejść czy nie tęsknisz za ciałem za ludzkim uśmiechem za dłońmi złożonymi w kominek za ziębą co we wrześniu opuszcza ogrody za źrebakiem zamykającym powieki za chrząszczem o nogach żółtoczerwonych za każdą sekundę zawsze ostatnią za tym co nietrwałe i dlatego cenne Ks. Jan TwardowskiIch głos jest jak strumień leśny Delikatnie śpiewa pieśni Które tylko w głębi ciszy Serce, a nie ucho słyszyDotyk dłoni- powiew wiatru Delikatnie muska ramię Aby przebyć bez upadku Drogę, co przed nami stanieZa dnia wciąż przy naszym boku W nocy siedzą u wezgłowia Niestrudzeni, niewidoczni Liczą wypaplane słowaWypaplane, wykrzyczane Te bolesne i te słodkie Przebierają jak mak z grochem Prosząc Boga tysiąckrotnieBy ich podopiecznych błędy W wielkim swoim zmiłowaniu Złożył w niepamięci czasu Jak my głowę na posłaniuA gdy w słońcu świat się budzi Aby pędzić poprzez życie Oni kroczą znów do ludzi Rozwijając skrzydła skrycieAgnieszka Lisowska"Anioły"Anioły schodziły po ścieżce białej, schylały się, patrzały, głowy ku sobie zbliżały, chwiały ogromnymi, cichymi piórami, szemrały szumiącymi szatami i stawały bojąc się przestraszyć ciszę, która się razem z nimi nad ziemią czekającą kołysze. Kazimiera Iłłakowiczówna"Anioł gotycki" W ołtarzu ciemnej katedry stanął Anioł gotycki wyniosły i ascetyczny, rzeźbione w drewnie smukłe palce złożył w modlitewnym geście opuszczonymi powiekami zakrył oczy, uduchowiony. Szata w nieskazitelnych fałdach do samej spływa ziemi, a wąskie stopy unoszą w powietrzu niematerialne ciało. Spokojnie przesuwa się słoneczne światło poprzez płaszczyzny witraża, wydobywa z mroku wypukłości drewnianych rzeźb, połysk polichromii, postacie świętych i twarz anioła... Nagle, niczym słoneczny promień spod powiek błysnęło spojrzenie zielonych oczu, a skrzydła uniosły się i zaszumiały jak kiedyś szumiała gałęziami wierzba nad strumieniem, gdy jeszcze była drzewem a w jej cieniu pasły się owce i odpoczywali strudzeni wędrowcy. Zaśmiał się gotycki anioł na wspomnienie dni, pełnych słonecznego blasku I nocy księżycowych przepływających ponad drzewem, które było nim. Poznało go słonce i przez chwilę pieściło, jak dawniej, kiedy jeszcze ukryty w wierzbowym pniu podglądał Porębska"Anioł zielonego ogrodu" Aniele o mocnych łydkach unosisz rozpostarte skrzydła - eterycznie zawieszone spojrzenie w ponad chmurnej przestrzeni Złe uczynki ważysz na szali wniebowstąpienia Aniele zielonego ogrodu żaby, dżdżownice, mrówki pod ciepłą chronisz stopą Bukietem malw i słoneczników zetrzyj z oblicza ziemi bezdomny płacz - rozepnij wachlarz niebaLidiaZiurkowska Michalewska"Aniele Boży"Aniele Boży Stróżu mój Ty właśnie nie stój przy mnie jak malowana lala ale ruszaj w te pędy niczym zając po zachodzie słońca skoro wygania nas dziesięć po dziesiątej ostatni autobus jamnik skaczący na smycz smutek jak akwarium z jedną złotą rybką hałas cisza trumna jak pałacyk ładne rzeczy gdybyśmy stanęli jak dwa świstaki i zapomnieli że trzeba stąd odejśćKs. Jan Twardowski"Makatka z aniołem"Na twarzy twej rumieńceJakbyś był uduchowionyPrzez gruźlicę płucA dobroć twą nieziemskąZamykasz na niebieski kluczNajczęściej można spotkać cięNad przepaścią lukrowanąGdy przez dziurawą kładkęPrzeprowadzasz dwoje dzieciNocą może chciałbyśOderwać się od ścianyAle jedno skrzydłoGwóźdź ci przedziurawiłWięc zostajesz z namiNa wieki wieków amenAdam Ziemianin"Kolorowe Anioły"Są na świecie Anioły zielone;One patrzą na mnie ciekawiei w pośpiechu płoszą motyle,kiedy biegam boso po za oknem wciąż pada i pada,krople deszczu kapią jak łezki,wtedy leci do mnie z pomocąprosto z nieba - Anioł gdy zasnę, Aniołytańczą taniec wesołyi na fletach grają do rana;Moje prośby i smutki,nawet pacierz za krótkizostawiają przed tronem na sercu mi ciężko i płaczę,biały Anioł smutki rozumiei otula swymi skrzydłamii pociesza mnie tak, jak wesołe Anioły różowekiedy piję sok malinowy,wysyłają do mnie całuski,sto pomysłów sypią do dziecko jest grzeczne od rana,złoty Anioł - czy uwierzycie? -złotym piórem dobre uczynkizapisuje w białym zeszycie!Kolorowe Anioły skrzydlateprosto z nieba niosą nam dary,bezszelestne i niewidzialne -ale bez nich świat byłby szary...Beata Kołodziej"Anioły bez skrzydeł"Nie wydaje Ci się byś wierzył ufaj wielokrotnie spotkaj przeznaczenie i potraktuj je z cierpkim rozczarowaniem bądź gorzki bo słodkim się osładza za bardzo od grubych kartek zawraca się w głowie od grubych istot stroni świat w wielości jest niejasnośćpomimo to wierzę a w środku mnie wzrasta niezrozumienie pojawiłeś się w świetle baru to niebo to połyskuje anioł wiele o Tobie wiem mimo że w niebie egzystujesz popołudniamiwieczorami jesteś w piekle czasem się mijamy na schodach wieczorami jest wzrok zaćmiony i biblia wertuje kartki na wietrze za drzwiami Zamknęłam klucz szczelnie przed Tobą w moim piekle niepokoi mnie szczęście mógłbyś być jego namiastką boję się jednak opuścić płomień węgle się w rubrykach modlę się do Boga wiem, że niektóre anioły kłamią i świat kłamie Jestem tylko Twoim skrzydłem Ty odlecisz jeśli odlecisz to zabierz mnie z Sobą bądź tylko tylko że anioły nie latają zostań i chodźmy tylko nie latajmy to ludzkie anielskie zostawmy aniołom SylwiaLatanik"Anioł Zimowy"Na aniele czapkaz ciepłej wełny goreAnioł z gór się urwałjeszcze przed wieczoremNiosło go Beskidemnosiło po lesieLecz wrócił w Bieszczadyteraz ogrzać chce sięAniele grudniowyzimny do połowyZostań trochę z namizagrzej sobie nogiAniele styczniowyzmiłuj się nad namiJeszcze zdążysz poznaćniebieskie polanyNa aniele czapkaz anielskim pomponemAnioł chce odleciećjeszcze przed wieczorem Dalej jednak siedzitrochę zagadkowyCzapki z miękkiej wełnynie zdejmuje z głowyAniele lutowyzimny do połowyZostań trochę z namijuż puszczają lodyAniele marcowyzmiłuj się nad namiZdążysz jeszcze odwiedzićniebieskie polanyAnioł się zasiedziałdo następnej zimyJest taki niebieskia my się cieszymyZawsze toż aniołemraźniej chyba bywaZwłaszcza gdy za oknemtrzyma tęga zima Adam Ziemianin Dusza Chcesz? Odsłonię przed Tobą moją duszę i ofiaruję Ci ją... Tylko co z nią zrobisz? Posadzisz na krześle obok? Rozwiesisz razem z praniem? A może owiniesz ją wokół szyi i zaczniesz wspinać się na chyboczący się taboret? Albo będziesz ją smakować ustami, rozgryzać powoli jej włókna i rozgniatać na podniebieniu? A potem przetrawisz ją kieliszkiem czerwonego wina? Moja dusza jest bezbronna. Daje unieść się w dłoniach. Jak płócienne prześcieradło albo zgubione łabędzie pióro. Nie ma w sobie żadnej choroby. Nie musisz się bać. Może, co najwyżej, zarazić Cię moim życiem. Sprawić, że zrozumiesz słowa, których wciąż używając nie domyślasz się znaczenia. Moja dusza nie należy do mnie. Została mi powierzona na czas kilkudziesięciu lat, które można w każdej chwili zamknąć błyskawicznym zamkiem. Kiedyś należała do kogoś innego. Spójrz, chcę Tobie właśnie ją ofiarować! Wahasz się? Czy prościej byłoby trzymać w Twoich dłoniach moje pulsujące życiem serce? Moje ciało jest tylko tatuażem duszy. Nieszczelnym pojemnikiem nie nadającym się dłużej do przechowywania tych samych śmieci. Cuchnącym mięsiwem, w którym zagnieździły się nieuleczalne choroby. Kretowiskiem, którym oddycha poraniona ziemia. Obumierającym korzeniem usychającego drzewa. Czy mogę ofiarować Ci moją duszę? Nie musisz płacić ani stać w kolejce. Możesz tulić ją do siebie każdej nocy. A w ciągu dnia patrzeć jak odbija się w tafli drżącego jeziora. Może nawet zatańczy dla Ciebie ryzykując spalenie w płomieniach ogniska, które rozpalasz co wieczór w myślach? Czy sięgniesz dłońmi po nią? Czy rozepniesz guziki koszuli, by wtuliła się w Twoje ciało? Czy obejmiesz ją czule, czy ściśniesz z całych sił, by nie mogła uciec w stronę południowego światła? Czy zdusisz ją nogą jak jadowitą żmiję, czy ułożysz delikatnie w pachnącej pościeli? Co zrobisz z moją duszą, jeśli wcześniej zabrano Ci Twoją? Sen profetyczny Ubiegłej nocy śniły mi się Anioły. Krążyły nade mną ciężkim łopotem skrzydeł rozrywając nocną ciszę. Stałem na skale, wysoko, niczym Podróżnik po morzu chmur z obrazu Friedricha. Na policzkach czułem chłodny pocałunek wiatru. W oddali jaśniał sierp księżyca; kim jest ten złodziej, co ze świetlistym workiem na plecach podniebnym traktem przemyka? Co chwilę któryś z Aniołów przysiadał się do mnie i opowiadał historie. Za każdym razem, poruszony, patrzyłem z zaskoczeniem w jego stronę i odpowiadałem: Znam to, znam! To historia o mnie! To przydarzyło się właśnie mnie! I słyszałem wciąż tę samą odpowiedź: Tak, to historia o tobie, gdyż kiedyś byłem twoim aniołem stróżem. Wyznaczono mi twój los na pięć lat. O świcie okazało się, że rozmawiało ze mną osiem Aniołów. A później śniłem o gałązkach drzew. Smakujących życie. Śniły mi się fale wiatru chłodzące liście zmęczone słońcem. Słyszałem ich delikatne szemranie, niby kryształowej wody z górskiego potoku; opowieść drzewa o minionej nocy rozproszonej skrzącym się świtem dnia. I pomyślałem sobie: mógłbym być drzewem opiewającym szum wiatru i świergot ptaków odnajdujących schronienie. Rozłożystym dębem dającym ochłodę w skwarny dzień lub wysoką topolą rozcinającą całun nieba. Albo iglastym cedrem, z którego wyrzeźbiono drewnianego człowieka. Podzielony kamień Znalazłem kamień rozdzielony na trzy części. A może ten kamień odnalazł mnie? Jesteśmy wnętrzem jego skamieniałych dłoni. Trzecim okiem zatracającym zdolność akomodacji; rozdzielonym na trzy, uzupełniające się, przestrzenie, powierzchnie i owalne krawędzie. Jesteśmy wytrawionymi brzytwą czasu paskami życia przeistoczonego w kamień. Początek? Może lepiej nie znać początku? Nie uważać go jako coś nieodzownego? Czyż każda historia nie jest tylko ciągiem dalszym czegoś, co miało miejsce w przeszłości? Czy nie jest fatum, losem, przeznaczeniem? Na przykład kobieta jadąca tramwajem, wysiadająca o jeden przystanek dalej niż zwykle. Wysiada i spotyka nieznajomego mężczyznę, który po kilku dniach znajomości staje się jej obsesyjnym kochankiem... Albo kobieta, której świat zmienił się po przeczytaniu słów, których autorem był mężczyzna, o którym pomyślała: To jest on, to na niego czekałam, to z jego słów powstałam, to on mnie stworzył, to jego chcę odnaleźć, to z nim i dla niego chcę żyć. I odnajdzie go, choć zajmie jej to wieczność. A kiedy spojrzy w jego oczy, nie będzie musiała niczego mówić wbrew sobie. On będzie wiedział i ona będzie wiedziała. Będą wypowiadać słowa w tym samym czasie i wykonywać podobne gesty. Spośród wszystkich możliwych kwiatów wybiorą dla siebie bukieciki konwalii, a spośród wszystkich drogocennych kamieni – nadmorski bursztyn. Albo dwójka dzieci bawiących się w piaskownicy, nieopodal której zatrzymuje się duży, czarny samochód tętniący głośną, rockową muzyką. Po chwili odjeżdża. Dokoła panuje głęboki spokój i harmonia, z tą jedynie różnicą, że w piaskownicy znajduje się już tylko jedno dziecko... Więc... jaki jest początek? Czy początkiem jest Słowo, czy Myśl? Czy Myśl wypływa ze Słowa i czy istniałaby bez niego? A może to właśnie Myśl jest materią, z której Słowo mogło się narodzić, by w końcu ową Myśl wyrazić? Są we mnie takie słowa, których nigdy nie wypowiem, których nikt nigdy nie usłyszy. Są we mnie również słowa jak deszcz; nieuchwytne, przychodzące znikąd i do nikąd odchodzące. Bywają jak pajęcza sieć, z której trudno się wydostać. Niektóre zapadają w pamięć. Zlewają się w rytmiczne dźwięki powielane tembrem głosu. Słyszysz? Czy mnie słyszysz? Mówię właśnie do Ciebie. Słowa, które dźwięczą w tej wieczornej ciszy są właśnie dla Ciebie. Powiem: szum nieprzemierzonego morza, szum przesypującego się przez palce piasku, oddech drzew wyrastających poza wydmami, w których chciałby zamieszkać nadmorski wiatr. Usłyszysz: mruczenie fal, czas przesypujący się w klepsydrze, zawodzenie wiatru nie mogącego odnaleźć dla siebie miejsca. Odległości Cóż więcej mogę Ci dać niż te Słowa, w które nikt nie chce uwierzyć? Cóż więcej niż te wersy zapisane w chwilach ciszy i upojenia ciemną jak kruk nocą? A jeśli powiem Ci, że lubię zapach deszczu i dotyk jego kropel na twarzy i że lubię, gdy wiatr głaszcze moje policzki, to byłabyś gotowa uwierzyć? W naszym Bursztynowym Domu będzie czekała na Ciebie moja nieobecność. Wypalone drwa w kominku. Zimna woda w czajniku i pusty kubek do kawy. Niepotrzebna nikomu gazeta z ogłoszeniami o pracę. Wypisany długopis, który obracałem w palcach. Przeciwsłoneczne okulary chroniące mój wzrok. I koszula, którą przytulisz do twarzy, by chłonąć mój zapach. Usiądziesz przy stole i spojrzysz w okno, za którym będzie zapadać zmierzch i milknąć zgiełk nigdy nie śpiącego miasta. Przypomnisz sobie moje słowa, oplatające Twoje myśli, które były Ci najdroższymi ze wszystkich słów; budzące Cię każdego poranka i kojące przed zaśnięciem. Przypomnisz sobie moje spojrzenie; to samo, w którym się przeglądałaś i w którym byłaś głębiej niż ktokolwiek, kiedykolwiek i gdziekolwiek. Możesz mieszkać na innym kontynencie a jednocześnie być blisko. Bliżej niż gdybyś była w pokoju obok. Możesz wyjechać trzy tysiące kilometrów dalej i być blisko. Tak blisko, byś nie musiała mi się więcej śnić. Mieliśmy rozmawiać, pamiętasz? Ten dom, który budujemy ze Słów, składa się z przedsionka Milczenia, długiego korytarza Emocji i salonu Myśli. Powinniśmy zadaszyć go Wspomnieniami. Pomalować ściany w pokojach kolorami Czekania i Nadziei. A w kuchni ustawić wyciosany do Rozmowy stół. Jesteś poza ścianą Ciszy. Nieuchwytna jak drozd umykający przed obiektywem aparatu fotograficznego. I już, przemykasz gdzieś w jego zasięgu, siadasz, na chwilę, by w sekundę później, spłoszona, umknąć przed zoomem fokusa. Są chwile, gdy słyszę Twój głos, ale nie wiem, skąd do mnie dochodzi. Drży jak listki drzewa, w którego konarach skrył się niedostępny dla oczu ptak. Jest drżącym głosem Ordonki z lat trzydziestych, rozlegającym się z gramofonowej płyty. Przywołuje miniony czas. Przyspiesza rytm serca i otwiera zastawki dźwięków. Zatańczysz? Niech ten taniec uniesie Cię stąd. Nie zatrzymuj się; w tych lustrach pojawisz się ledwie, muśnie Cię kryształ, nie powstrzyma czas a świateł żyrandoli ogarnie brylantowy blask... A gdy już taniec Cię znuży i muzyka kołując odpłynie w senną dal - staniesz przed lustrem. Podniesiesz oczy i spojrzysz we własne odbicie. I gdzieś tam, na dnie źrenicy, odbije się Twoja postać. Ujrzysz człowieka, który zamieszkał w najdalszych zakamarkach mojej duszy. I wtedy ktoś cicho zapuka do drzwi. Podejdziesz i otworzysz je. Tym kimś będę ja. Niedzielnie Któregoś dnia, po prostu, wejdziesz w moje życie. Bo ja będę czekała. Bo warto jest czekać na Ciebie. Całe życie uczyłam się być dla Ciebie. Wszystko, przez co przeszłam – było dla Ciebie. Ból zdrady, namiastka miłości, tęsknota i wspomnienia, przez które przestałam śnić... Dostaniesz nieskończenie wiele. Więcej niż mógłbyś chcieć i oczekiwać. A może właśnie marzysz o tym teraz, gdzieś tam, gdzie jesteś? Czy wiesz, że czekam na Ciebie? Całe życie czekałam! Jest we mnie ocean miłości. Niewykorzystana czułość i wierność. Słowa, których jeszcze nie zdążyłam wypowiedzieć. Które chcę powiedzieć Tobie. Tylko Tobie. I będzie wśród nich „Zawsze” i „Nigdy”. „Zawsze będę z Tobą” i „Nigdy Cię nie opuszczę.” I chociaż jest we mnie tak wiele strachu, że zechcesz odejść, że któregoś dnia mogę Cię po prostu stracić, to pozostanę przy Tobie. Będę spinką u mankietu Twojej koszuli. Guzikiem zapinanym w pośpiechu. Ręcznikiem, w który wycierasz twarz. Kartką papieru, na której będziesz zapisywać kolejne historie... A Ty przyjdziesz któregoś dnia i po prostu obejmiesz mnie. Przytulisz. I już nie wypuścisz z ramion. A ja będę chciała w nich pozostać. W schronieniu Twojego dotyku i ciepła słów, które do mnie wypowiesz. I nie pozwolisz mi odejść. Powiesz: “Odnalazłaś mnie. Nie szukaj dalej.” Nie pozwolisz mi uciec, nawet gdybym mówiła przez łzy: “I tak nic z tego nie wyjdzie.” Nie poczuję się już nigdy więcej sama. Samotność będzie fotografią wciśniętą w album porzucony niedbale na strychu domu, w którym nikt nie mieszka od lat. I chociaż będę stała w oknie, za firanką, patrząc jak wracasz do... to będę żyła myślą, że powrócisz. Bo będziesz wracać. Będziesz tego chciał. I ja będę tego chciała. A jeśli kiedykolwiek miałabym dokądś odchodzić a potem wracać - to od Ciebie do Ciebie. I któregoś dnia nie będziesz mnie musiał przekonywać, że Miłość istnieje. Bo miłość, w którą przestałeś niegdyś wierzyć była inna. Była jedynie preludium do uwertury naszego uczucia. Bo miłość, w którą przestałam wierzyć ja – była inna. To były jedynie dwa takty, uderzenia batuty dyrygenta zanim ktokolwiek z orkiestry rozpoczął prawdziwie grać. Na moich dłoniach... Na moich dłoniach wzrasta soczysta zieleń. Moje dłonie są łąką, w której się zanurzysz. Miękkim dywanem, do którego przytulisz twarz i spokojnie zaśniesz. Dotknę Cię dojrzałymi źdźbłami traw, rozbudzę zapachem rumianków, błękitnych chabrów, w których przegląda się niebo, moją krwią nabrzmiałych maków, wyściełanych słońcem jaskrów, kąkoli tętniących purpurą i księżycową bielą muśniętych stokrotek. A potem wchłonę Cię w moją zieleń. I nasza krew będzie zielona. W zielonych krwiobiegach tętniących życiem. Księżyc ma smak kawy. Twoje usta smakują księżycem... Zanim przyszłaś, zapomniałem o Tobie... Byli tam oboje. Oboje przed wyznaczoną godziną spotkania. On dwadziecia minut wcześniej. Rozglądał się w tłumie próbując rozpoznać jej twarz. Postanowił pospacerować uliczkami Starego Miasta, aby uspokoić swoje myśli przed niewiadomą. Kiedy odszedł, przyszła Ona. Było to o piętnaście minut wcześniej od wyznaczonej godziny spotkania. Rozglądała się w tłumie próbując rozpoznać jego twarz. Potem postanowiła pospacerować uliczkami Starego Miasta. Myśleli o sobie, o tym, że za pewien czas, chociaż wskazówki zegara zdawały się przysnąć, poznają się, usiądą naprzeciw siebie i zamienią kilka słów, które, być może, zmienią ich życie. Wiesz, to jest taka chwila, w której mogłabym Ci oddać wszystko. I niczego nie prosić w zamian. Niczego nie oczekiwać. Chciałabym być po prostu Twoja. Być Twoją kobietą. Niczyją inną. Tylko Twoją... Być może za godzinę lub trzy będę Cię po prostu nienawidzić. Ale to będzie za tę cholerną godzinę lub jej dwie bliźniacze siostry. Teraz chcę po prostu patrzeć w Twoje oczy. Poczuć Twoje dłonie na mojej twarzy. Jak głaszczą moje policzki. Jak Twoje palce wtapiają się w moje włosy. To jest taka chwila, w której mogłabym się w Tobie zatracić. W której cała przeszłość jest nic nieznaczącym ziarnkiem piasku, co dostało się do oka i wypłynęło łzą, którą osuszysz ustami. Wcześniej nie sądziłam, że istnieje ktoś taki. Że powiem Ci to, o czym myślę. I że nie będę się martwiła o własne słowa. Bo chcę Ci je powiedzieć jak nikomu innemu. I patrzeć Ci przy tym prosto w oczy. Przejrzeć się nich i dostrzec, jaką jestem naprawdę. Wiesz, to jest taka chwila, w której mógłbym Ci oddać wszystko i niczego nie prosić w zamian. Być może za godzinę lub trzy będę Cię po prostu nienawidzić. Ale to będzie za tę cholerną godzinę lub jej dwie bliźniacze siostry. Teraz chcę po prostu patrzeć w Twoje oczy. Objąć dłońmi Twoją twarz. Głaskać Twoje policzki, wtopić moje palce w Twoje włosy. To jest taka chwila, w której mógłbym się w Tobie zatracić. W której cała przeszłość wydaje się pyłem na skrzydłach ćmy. Wcześniej nie sądziłem, że istnieje ktoś taki. Przecież ja Ciebie wymyśliłem! Powstałaś z moich słów, z moich snów i marzeń, które zabijałem w sobie przez wiele lat. I zanim przyszłaś, zapomniałem o Tobie... A teraz odświeżyłaś wszystkie wspomnienia. I wiesz, nadeszła najszczęśliwsza chwila mojego życia. Cokolwiek stanie się za jakiś czas, ktokolwiek będzie z Tobą i z kimkolwiek będziesz Ty. Wiem jednak, że pozostaniesz na zawsze; jeśli nie w tym świecie, to w którymś z do niego podobnych. Powiem Ci, o czym myślę. I nie będę się martwił o własne słowa, bo chcę Ci je powiedzieć jak nikomu innemu. I patrzeć Ci przy tym prosto w oczy. Przejrzeć się w nich i dostrzec, jaki jestem naprawdę. Kupiła mu bukiecik konwalii nie wiedząc, że On zrobił to samo dla Niej. Dlaczego spośród wszystkich kwiatów wybrali akurat te? Czy sprawiły to stojące na chodniku przypadkowe kwiaciarki? Czy przyczyną była biel kwiatów wtulająca się w rozchylone świeżą zielenią liśćie? Przecież równie dobrze mógłby być to bez, którym pachnie jej skóra. Albo róże. Albo tulipany. Albo może maki zaczerwieniające podmiejskie łąki. Wybrali jednak konwalie. Teraz cały świat pachnie konwalią. Przed wykładem Jestem na parę minut przed spotkaniem z młodymi ludźmi. Przyjdą na mój wykład. Mam im opowiedzieć czym jest Miłość. Opowiem im czym mogłaby być. Albo czym chciałbym, żeby była dla mnie. Opowiem o czekaniu, samotnym świcie i bezsilności. O miejskim tramwaju i spojrzeniach przechodniów. O kosmyku włosów, który przypadkowo musnął policzek. Opowiem o suficie, na którym tańczą cienie. O światłach nocnego miasta. O balkonie, gdzie staliśmy. I oknach pobliskich mieszkań, w których jedzono kolację lub brano dzieci na kolana. Opowiem o krześle, na którym siadała. O sposobie, w jaki pochylała się, zakładała jedną nogę na drugą, jak patrzyła na mnie. O zapachu na moich palcach. I krwi za paznokciami. Przyjdą, a ja opowiem im o jej plecach. O masowaniu skroni obolałej głowy, muskaniu potylicy, pieszczeniu szyi i rozluźnianiu karku. O dotykaniu rąk. Opowiem o Naszych Słowach, które goreją we mnie i przychodzą w każdej chwili dnia. A może to oni opowiedzą mi o Miłości? Może będą wiedzieć więcej ode mnie? Może role się odwrócą? Ta dziewczyna, która usiądzie w czwartym rzędzie; czy nie zechce opowiedzieć mi o ziszczeniu marzeń i o tym jak postanowiła uciec przed przeznaczeniem? Albo ten młodzieniec wyglądający na spokojną osobę; nie opowie o burzy w jego myślach, o statku wpadającym w sztorm uczucia targającego ze wszystkich stron jego losem? A ta kobieta siedząca z przodu; czy nie powie, że oddycha miłością każdego dnia, gdyż odnalazła swoją połówkę jabłka, chociaż do końca nie jest pewna, czy to nie On odnalazł ją właśnie? Czy sprzątaczka przychodząca po zajęciach, na której twarzy zawsze widoczny jest uśmiech i ujmująca mnie dobroć - czyż ona nie wie więcej o Miłości? Przychodzą pierwsze osoby. Mówią: Dzień dobry, Ale dzisiaj parno. Chyba wieczorem będzie burza. - To będzie dobry dzień - odpowiadam. I wyciągam notatki. Z szufladek mojego serca. Rozmowy Są rozmowy, o których szumią drzewa. Myśli unoszące się pośród traw i ostrokrzewów. Spojrzenia ptaków siedzących na drżących gałązkach. I płomienie słońca złotą farbą muskające liście. - Chociaż oczy przewiążesz mi wstążką nocy, to wciąż widzieć Cię będę... Jestem Twoją wiosną i jesienią, pamiętasz? - Tak, pamiętam... To złoto liści tak bardzo mi drogie nie zastąpi jednak nigdy Twojej obecności. - Więc zdejmij, proszę, tę wstążkę... - Tak bardzo chciałbym, wierz mi, ale gdy ponownie ujrzysz promienie słońca, już nigdy do mnie nie będziesz chciała powrócić... - Nie liczą się dla mnie promienie słońca ani nieba błękity. Wystarczy mi Twoje spojrzenie i jasne oblicze. Zamiast w zwierciadłach - w Twoich źrenicach pragnę się przeglądać... Zamiast deszczu - oczyszczą mnie Twoje łzy... Miast wiatru - Twój oddech będzie dla mnie powietrzem... - Czyż moje dłonie nie będą sznurem wiążącym Ci ręce? A moje słowa nie staną się opium, bez którego krwi toczyć sił nie będzie miało Twoje serce? - Twoje dłonie będą mnie chronić , a słowa wzniecać we mnie życie... ...I jeśli mógł czegoś więcej pragnąć, to Czasu, który byłby im przypisany. Czasu, którego nie musieliby z nikim dzielić; który zatrzymałby się w dla nich wyznaczonym miejscu. Jaka jest Zapytała: Czy wiesz, jaka jestem naprawdę? Odpowiedział: A ty to wiesz? Opuściła wzrok. - Wiesz? - Czasami mam wrażenie, że wiem kim jestem w twoich oczach. Widzisz we mnie anioła, osobę czułą i delikatną, ulotną jak mgła... Czy zauważyłeś jak bardzo mnie zmieniłeś? Czasami mam ochotę, by stać się rozczochraną blondynką z ustami z krwistej czerwieni, niestarannym makijażem, w zbyt krótkiej sukience, z papierosem w ustach i szklanką wina w dłoni... - Czy myślisz, że mógłbym przestać cię kochać, jeśli stałabyś się powierzchownie kimś innym? - Myślę, że nie. I to najbardziej mnie przeraża. Przecież wiesz, że nigdy nie będę taka sama. Jesteśmy dwoma odległymi światami, a ty budujesz niewidzialny most je łączący. Starasz się przeprowadzić mnie po tym moście, chociaż sam nie chcesz przejść na moją stronę. Czuję, że nie dam rady postawić na nim następnego kroku... Ludziom ofiarowano dar kochania. Aniołom - dar latania. Wielu z nich poświęci swe skrzydła dla miłości... Po cóż mi skrzydła, gdy już nikogo nie mogą ochronić? Mieszkałem wśród Esseńczyków, kąpałem się w Morzu Martwym, jadłem owczy ser i piłem słodką wodę. To za mną obejrzała się żona Lota, gdy dosięgały mnie płomienie Sodomy. Kiedy stanąłem przed ołtarzem nieba ze złotym naczyniem i żarem kadzidła w dłoniach - wzniosły się modlitwy świętych przyjęte niczym ofiara Kaina. Mawiają: jest duchem. Zwiastunem Światła. Stróżem. Opiekunem. Gabrielem, Rafaelem, Michaelem. Myślę: jestem kim zechcesz. Wybrzuszeniem chmurki, na której śpię. Szukam uleczającej chorobę życia Miłości. Umieram. Nie uniosą mnie więcej skrzydła, lecz siła Twojej wiary. Gra Znam wszystkie Twoje chwyty a Ty znasz moje. Ustalone zasady gry zmieniają się. To proste, przestańmy się w końcu oszukiwać. Powiem Ci o wszystkim wprost. Chcesz? Tylko, czy jesteś na to gotowa? Stawką w tej grze jest moje życie: trawione niekończącym się ogniem. Niedopalony knot świecy przypominał mi widzianego z oddali człowieka stojącego na wzgórzu, który zwiesił głowę jakby było mu wszystko jedno. Nie potrafiłem dostrzec rysów jego twarzy, choć z daleka wyczuwałem w nim przeogromny smutek. Wyglądał na kogoś, kto stracił już wszystko. Komu zabrano nagle dom, przyjaciół i wiarę w drugiego człowieka. Kiedy podszedłem do niego wydawał się odległy i nieobecny. Garbił się jakby chciał zwinąć się w embrion lub upaść na ziemię. Wokół jego stóp leżały niedopałki papierosów i zmiętolone pudełko zapałek. Pamiętam jak trzymał zaciśnięte w pięści dłonie: sine od niedokrwienia palce i napięte żyły nadgarstków. Jestem już innym człowiekiem. Nie poznałaś mnie i już nigdy nie poznasz. Rodzą się we mnie ptaki słów dla Ciebie niesione na skrzydłach wiatru. Ukryłem się za ścianą marzeń, w których zamieszkała moja dusza. Ale teraz jest cicho i pusto. Tylko bicie serca osiadające na skroniach i oddech wypełniają obejmującą mnie ciszę. Każde moje pytanie napotykało na jego milczenie. Nie było go tutaj. Jakby ciało nie nadążało za resztkami umysłu, które w sobie skrywał. Przeniósł się w inne miejsce. Wybiegł w przyszłość lub podążył ścieżkami zawiłej przeszłości. Zamieszkał w niedostępnej przestrzeni, w której czas zacierał ślady a przeznaczenie wyznaczało je ponownie. Zapętlał zdarzenia i przeistaczał je ponownie kreśląc zawiłe scenariusze, udoskonalając z zegarmistrzowską precyzją kolejne szczegóły. Pamiętam każde wypowiedziane słowo i wspólnie spędzoną chwilę. Niczego nigdy nie zapomnę. Nie potrafię zapomnieć. Poznałem smak bólu, tęsknoty i miłości. Rozpoznawałem siebie w Twoich oczach, przeglądałem się w Twoich snach, odnajdywałem w Twoim dotyku, pocałunkach i pierwszej pieszczocie. W Twoich zmysłach chłonących moje, zapachu mieszającym się z moim, w tańcu wypełnionym muzyką naszych ciał. Postanowiłem więc odejść i pozostawić go w spokoju. Nie mogłem wpinać się jak agrafka w jego los. Do niczego nie byłem mu potrzebny. Nie zauważył mnie nawet wtedy, gdy potrząsnąłem jego ramionami. Z jego ust wydobył się jedynie jakiś jęk, jakbym sprawił mu ból albo jakby przypomniał sobie o czymś, co ów ból mogło mu sprawić. * Wracając do domu odnalazłem skrzydła. Najprawdopodobniej należały do jakiegoś anioła. Być może do tego, którego spotkałem na wzgórzu. Anioł Kiedy go znalazłam siedział pod murem. Właściwie to przeszłam obok niego obojętnie. Nie zauważyłam czegoś szczególnego. Dopiero światła reflektorów nawracającego w pobliżu samochodu rozświetliły na chwilę jego twarz. Nie byłam pewna, czy płakał, czy po jego twarzy spływały po prostu krople siąpiącego, jesiennego deszczu. Zatrzymałam się na chwilę i podeszłam bliżej. Wyglądał na wychłodzonego, głodnego i zmęczonego. Pochyliłam się nad nim. Spojrzał na mnie a jego wzrok jakby chciał powiedzieć: odejdź, zostaw mnie... I właśnie wtedy zauważyłam coś niezwykłego. Skrzydła! Zupełnie jak na rzeźbach aniołów lub obrazach, które widywałam wcześniej w kościołach. - Kim jesteś?! – zapytałam z obawą w głosie. Nie odpowiedział. Zamknął oczy, uniósł do góry ręce i zatopił głowę w dłoniach. Wyglądał jak zmokła kura, po której upierzeniu spływają krople. Chwyciłam go za ramię i potrząsnęłam. - Co pan tutaj robi w taką pogodę?! – krzyknęłam mu do ucha. Znowu nie odpowiedział. Zajęczał tylko cicho i ściągnął moją rękę z jego ramienia. Wtedy zauważyłam, że miał złamane skrzydło. Nie mogłam pozostawić go samego. Koniec listopada, zimno, na noc zapowiadano przymrozki... Pomogłam mu wstać i zaprowadziłam do mojego mieszkania. - Jesteś... jesteś aniołem, prawda? – odważyłam się w końcu zapytać po dokładnym przyjrzeniu się jego skrzydłom w świetle kuchennej lampy. Nie był najwyraźniej skory do rozmowy. Spojrzał na mnie i przez długi czas nie opuszczał wzroku. Zupełnie jakby chciał powiedzieć: jestem taki zmęczony, muszę odpocząć... Mimo mojej zachęty nie chciał wypić gorącej herbaty. Kręcił przecząco głową. Spoglądał na łóżko. Pomogłam mu więc zdjąć mokre rzeczy i położyć się. Widziałam na jego twarzy grymas cierpienia. Z pewnością bólu przysparzało mu złamane skrzydło. Zastanawiałam się skąd mógł przyjść. Nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam zabierając go do domu. Może to jakiś kloszard, włóczęga albo złodziej? Czy nie wyrządzi mi jakiejś krzywdy? Przeczucie, że jest kimś dobrym, nie potrafiącym czynić zła było jednak coraz silniejsze. Może to prawdziwy anioł? Zasnął mocnym snem. Spał jednak niespokojnie. Co jakiś czas wzdrygiwał się, jego skrzydła naprężały się jakby gotując się do lotu. Czy potrafił fruwać? Mój Boże, co miałam zrobić? Zadzwonić do księdza? Na policję? Do szpitala? Do weterynarza? Nie znałam się na leczeniu skrzydeł i nigdy wcześniej nie spotkałam anioła! Po krótkim zastanowieniu sięgnęłam do półki z książkami. Trzystustronicowy „Lekarz domowy” wydał mi się odpowiednią pozycją. Złamania, złamania kończyn... Nie, to nie to! Złamania kości, otwarte... Ufff... Metody usztywniania rąk i nóg zdecydowanie mnie przerażały... Ale cóż, trzeba było działać. Wiedziałam, że mocno śpi, więc udałam się do pobliskiej apteki. Aptekarz nie zadał mi żadnego pytania, ale w jego oczach widziałam zdziwienie pomieszane z rozbawieniem. Chyba niewiele klientek przychodzi z książką pod pachą i dyktuje, co jest jej potrzebne: deseczka, bandaż, środki przeciwbólowe... Nie codziennie ktoś wyposaża domowe ambulatorium. Wróciłam biegiem do domu. Po wejściu do mieszkania okazało się, że anioł jeszcze spał. Postanowiłam wykorzystać ten fakt i umyć go trochę. Zagotowałam wodę, przygotowałam ręczniki i opatrunki. Najdelikatniej jak potrafiłam przemywałam mu piórko po piórku. Po umyciu złamanego skrzydła próbowałam przewrócić go na drugi bok. Nie udało mi się. Syknął z bólu i obudził się. Otworzył oczy i spojrzał na mnie. Wyglądał na zagubionego. Pomogłam mu usiąść. Ciągle coś mówiłam do niego. A on tylko patrzył na mnie nie rozumiejąc zapewne mojego języka. Był posłuszny. Umyłam mu drugie skrzydło i plecy. To niesamowite ujrzeć jak skrzydła wyrastają spod łopatek! Istny cud natury! Dokładnie przyjrzałam się złamanej kości skrzydła. Przypatrując się rysunkom z „Lekarza domowego” usztywniłam ją dokładnie dopasowując do niej listewkę owiniętą kilkanaście razy elastycznym bandażem. Zużyłam chyba z dwadzieścia metrów bandaży! Przygotowałam środki przeciwbólowe. Byłam ciekawa, czy zadziałają również na anioła. Żeby być bardziej pewną, zwiększyłam dawkę o jedną trzecią, żeby wzmocnić skuteczność działania. Anioł bez słowa wypił w końcu kubek ciepłej wody i przełknął podane mu różnokolorowe tabletki. Pomyślałam, że jego źrenice przybrały kolor tabletek, które połknął. W chwilę później leżał znów w łóżku i zasnął. Poszłam spać do drugiego pokoju. Nazajutrz, po przebudzeniu, po cichutku zajrzałam do pokoju, w którym spał anioł. Właściwie to już nie spał. Stał w kącie. Wydawało mi się, że boi zbliżyć się do okna. Być może z powodu ostrego, porannego słońca, zalewającego pomieszczenie. - Dobrze się pan... dobrze się czujesz? – zapytałam niepewnym głosem. Spojrzał na mnie a na jego obliczu malowała się ulga. Niczego jednak nie odpowiedział. - Słuchaj, muszę iść do pracy... – wyjąkałam – zaczekasz na mnie? Nie będziesz sam nigdzie wychodził? Taki ziąb dzisiaj na dworze, nie chciałabym, żebyś jeszcze bardziej się rozchorował. Anioł spoglądał na mnie przez cały czas. Z pewnością rozumiał moje słowa i intencję. Usiadł na łóżku, bokiem do mnie. Popatrzył na swoje obandażowane skrzydło. Pogładził je ręką a następnie przywołał mnie gestem dłoni. Podeszłam więc bliżej. Chwycił delikatnie moje palce a drugą ręką przykrył je. Trzymał je tak przez parę chwil, a ja czułam mrowienie na całym ciele! Był to chyba jakiś gest podziękowania... W pracy nie potrafiłam się na niczym skupić. Myślałam wciąż o pozostawionym aniele w moim mieszkaniu. Biłam się z myślami, chciałam komuś opowiedzieć o tym przedziwnym wydarzeniu, ale jak zareagowałyby moje koleżanki z pracy? Już wiele razy drwiły ze mnie, że nie zdążyłam jeszcze wyjść za mąż, że siedzę wieczorami w domu, że czytam książki... Każda minuta dłużyła mi się w nieskończoność. Kiedy wybiła w końcu ostatnia godzina pobiegłam do domu jak wariatka! Szalona! Mijały dni. Potem tygodnie. Przyzwyczaiłam się do milczenia mojego skrzydlatego towarzysza. Wiedziałam, że któregoś dnia odejdzie. Skrzydło goiło się. Nie byłam do końca pewna, czy za sprawą moich opatrunków, czy w jakiś cudowny, anielski sposób. Nadszedł grudzień, zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Na dworze padał śnieg. Anioł coraz częściej stawał w oknie i wpatrywał się w wirujące opłatki śniegu. Tęsknił. Za kimś, za czymś... Najwyraźniej martwił się. Zdradzała go twarz, na której coraz częściej widoczne było zakłopotanie. Jego wzrok od czasu do czasu przeszywał mnie na wylot: nieobecny, zatopiony gdzieś głęboko we własnych, skrytych myślach. W końcu odszedł. Po prostu spojrzał na mnie a ja zrozumiałam jego wzrok. Chciał do kogoś wrócić. Tutaj, na ziemi. Nie gdzieś wysoko w niebie, tam chyba nie czułby się potrzebny. Wyczytałam to w jego oczach. Nauczyłam się w nich czytać. Słowa wydawały mi się niepotrzebne, gdyż nie można było w nich ująć tego uczucia. Postanowił odejść, by móc się kimś opiekować. Nie byłam pewna, czy musiał odejść na zawsze, ale przynajmniej jedno wiedziałam na pewno: zostałam stróżem czyjegoś anioła. Maja naga Francisco Goya na przełomie XVIII-ego i XIX-ego wieku namalował dwa portrety tej samej kobiety. Ta kobieta nosiła imię Maja. Przynajmniej z takim imieniem przeszła do historii. Pierwszy obraz był jej aktem. Modelka zwrócona przodem w kierunku widza, z rękoma założonymi za głowę, odsłaniała całe swoje nagie ciało. Linia nóg przeistaczała się w krągłe biodra, wąską talię, by w końcu sięgnąć pełnych piersi. Trójkąt wzgórka łonowego, zarysowana delikatnie linia sięgająca pępka oraz linia między udami i nogami przypominają krzyż. Zastanawiałem się kiedyś, czy nie był to ukłon malarza w kierunku Świętego Oficjum, zakazującego w inkwizycyjnej Hiszpanii malowania aktów. Kobieta wpatruje się w widza, jej usta jakby miały ochotę uśmiechnąć się za chwilę; spojrzenie jest trochę prowokacyjne, chłodno oceniające patrzącego. Spoglądając na oblicze kobiety odnosi się wrażenie, że mężczyzna przed nią stojący będzie wystawiony na próbę, której może nie znieść. Albo na pokuszenie, któremu mógłby ulec. Jakieś pięć lat później Goya maluje drugi obraz tej samej kobiety. Poza, którą przyjęła Maja jest identyczną z tą sprzed kilku lat. Tym razem jednak kobieta jest ubrana. Promieniuje bielą, chłodnym spokojem, choć jej policzki i usta wydają się być bardziej czerwone niż na pierwszym obrazie. Zarówno pierwsze jak i drugie płótno zostały wykonane na zamówienie Manuela Godoya, ówczesnego pierwszego ministra i kochanka królowej Marii Ludwiki. Ten człowiek posiadający sporą władzę pokazywał odwiedzającym go gościom pierwszy lub drugi obraz. Zapewne, w zależności od tego kim wspomniani goście byli i ich stopnia umiłowania dla sztuki, co mogło być w każdej chwili potępione przez Kościół. Za samo patrzenie można zostać spalonym na stosie. Maja nie była czarownicą. Ani wiedźmą. Nie była inspiracją malarza podczas powstawania ryciny Kiedy rozum śpi, budzą się upiory. Do dzisiaj dokładnie nie wiadomo kim była owa uwieczniona przez portrecistę piękność. Być może była księżniczką, o czym mogłyby świadczyć choćby noszone przez nią ciżemki. Być może została tak ubrana specjalnie. Nikt dzisiaj nie może dokładnie stwierdzić kim była piękną kobietą. W języku hiszpańskim maja znaczy właśnie piękna. Słowo określało również kobiety z nizin społecznych. Czy Maja mogła być więc piękną, czarnowłosą Cyganką? Czas przyspiesza. Mijają dwa stulecia. Z prędkością światła. Malowanie aktu zajmuje trzy tygodnie. Zrobienie zdjęcia cyfrowym aparatem fotograficznym zajmuje trzy sekundy. Wprowadzenie zdjęcia do komputera i wstępna obróbka - trzy minuty. - Zrób mi zdjęcie, - powiedziała rozpinając bluzkę i zdejmując biustonosz - przygotuj aparat. Chcę, byś mnie uwiecznił. Za pięć lat mogę być brzydka i schorowana. Moja skóra będzie sucha a oczy podkrążone. Będę miała obwisłe piersi i trzy fałdki na brzuchu. Patrzę na nią. Podoba mi się. Wygląda na dojrzałą kobietę, chociaż jest ode mnie dużo młodsza. Ma kręcone, czarne włosy i spojrzenie Mai z obrazu Goi. Kładzie się na skórzanej sofie. Intuicyjnie mówię jej, by ułożyła głowę na dłoniach i delikatnie przechyliła ją w moją stronę. - Podobają ci się moje piersi? Kiwnąłem potakująco głową. Zmierzyłem natężenie światła i przestawiłem przesłonę w aparacie. - Chciałbyś ich dotknąć? Zastanawiałem się przez chwilę, czy Goya dotykał piersi modelki sprzed dwustu lat i czy Maja zadała mu podobne pytanie. - Jestem fotografem, - odparłem - miałem zrobić Ci portret. Nie myślałem, że będę cię fotografować nagą. - Jesteś przede wszystkim mężczyzną - odparła wpatrując się we mnie, jakby czekając na jakąś gwałtowną reakcję z mojej strony. Migawka aparatu wyzwalała kolejne flesze lamp błyskowych. - Jeszcze raz - usłyszałem. Rozchyliła delikatnie nogi. Wpatrywałem się w nią przez ciekłokrystaliczny wyświetlacz aparatu. Płynnym zoomem wykonałem zbliżenie. Łatwiej było mi patrzeć na nią w ten sposób niż bezpośrednio. Obserwowała mnie. Wiedziałem o tym. Obawiałem się jednak, że jeśli nasze spojrzenia spotkają się, to nie wytrzymam jej wzroku. Czułem się jak malarz, który wpatrujący się przez większość czasu w płótno, nakłada kolejne warstwy farby. Jak portrecista, chłonący wszystkie szczegóły ciała ułożonej wygodnie na sofie modelki, której nie chce zaglądać w oczy. - Nie znałam cię takiego, - wyczułem odrobinę ironii w jej głosie - czasy inkwizycji skończyły się. Chyba nie obawiasz się potępienia za zrobienie paru zdjęć nagiej kobiecie? Chciałabym, abyś pstryknął jeszcze kilka fotek w takiej samej pozycji, ale jak już będę ubrana. Mogłabym je wtedy pokazywać znajomym. Tym bliższym te bardziej odważne... Zaczęła się śmiać. - Zrobię ci więcej odbitek. Będziesz mogła nawet ofiarować komuś na pamiątkę - odparłem starając się, aby moje żartowanie było tak samo naturalne jak jej. Ubrała luźne białe spodnie i białą bluzkę z dużym wycięciem. Talię przewiązała czerwoną chustą, którą można by zarzucić na ramiona w wietrzny dzień. Zamiast tego na jej ramionach znalazła się rozpinana bluzeczka z jesiennymi liśćmi. Na stopy założyła złote czółenka. Poprawiła włosy i wsunęła dłonie pod głowę. - A może to drugie zdjęcie powinno być zrobione za parę lat? - spytałem unosząc się zza aparatu. - Za parę lat, to będę mogła robić tylko ubierane zdjęcia, - odpowiedziała marszcząc brwi - a kto wtedy będzie chciał mnie oglądać? Już teraz niektórzy nie dają się skusić - ponawiała nawiązanie flirtu. Wykonałem kilkanaście zdjęć. Patrzyłem na modelkę z rosnącym podnieceniem. Nie mogłem opanować w sobie przechodzących przez ciało fal ciepła. Co rusz napotykałem na jej wzrok. Nie mogłem przed nim uciec. Coraz mniej chciałem przed nim uciekać. W końcu spojrzałem w jej brązowe oczy. Lśniły od zawieszonych pod sufitem reflektorów. - Przyjdź wreszcie do mnie... - powiedziała półgłosem. I po raz pierwszy tego wieczoru wyciągnęła do mnie swoje ręce. Dni Od piątków, 13-ego bardziej katastroficzne bywają czwartki, 12-ego. Albo środy, 11-ego. Dzisiaj pogrzeb o 13-ej. W środę umarł człowiek, który nigdy na nic nie chorował. Był lekarzem. Po prostu, zasnął a rano nie mogła go dobudzić żona. Ani żadne z 2-letnich bliźniaków. Ani to 2-miesięczne maleństwo, które płakało w łóżeczku. Wyglądał jakby wciąż spał. Jak Śpiący w kotlinie. Przykryty szczelnie kołdrą. Jakby zamyślił się na wieczność. Może tylko trochę bardziej ściągnął brwi i już nie uśmiechał się przez sen jak dawniej. I palce jego dłoni zacisnęły się nieco mocniej niż zazwyczaj. Kto skusił go we śnie, by tam pozostał? Czyje światło przeciągnęło go na swoją stronę? Czyja Miłość objęła go tak czule? Czyje ciepło otuliło jego duszę? Czy Twoje, Panie Boże, jeśli pozostawiasz tę rodzinę w oceanie smutku? 12-ego w czwartek zaczyna nagle brakować słów. Chęć rozmowy jest tak silna, że każda przeczytana literka wznosi moje powieki a źrenice chcą zaczerpnąć więcej światła. Dobrze. Tak wybrzmiewa we mnie to słowo. Jest lotem trzmiela. Powietrzem uchodzącym z balonu. Jest dla mnie obietnicą, która nie zostanie dotrzymana. Jest również siłą hartującą moje czekanie. Otrzeźwieniem. Przypomnieniem, że wchodząc do labiryntu dobrze jest mieć przewodnika. Jakąś nić, którą można w każdej chwili zwinąć w kłębek; na tyle silną, by nie przerwały jej ostre ściany niekończących się korytarzy. Przypomnieniem, że wchodząc do lasu nie zawsze można przytulać się do drzew. Nawet w poszukiwaniu mchu wypatrującego północnej gwiazdy. I że skrzypienie ich zmęczonych suszą artretycznie powyginanych gałęzi nie zawsze jest odpowiedzią na zadawane pytania. * * * Rozbrzmiewają we mnie grudki słów. Jak garść wilgotnego, gruboziarnistego piasku uderzającego wygłuszonym dudnieniem w trumienne wieko, pod którym ukryto uśpionego człowieka. Umarli Umarli czuwają nad nami. Mówią do nas we śnie, przychodzą i czynią gest dłonią. Kładą palec na ustach lub otwierają dłoń. Mówią: ten czas, którym dysponujecie jest droższy od złota. Zamieńcie Wasze chwile w coś trwałego, co nie zmieni się w popiół. Bądźcie dla siebie w tym świecie, w którym tak wielu nie udaje się odnaleźć. W waszych sercach jest prawdziwy skarb, który zostanie rozpoznany przez każdy ze światów. Cisza i mgła Wiele jest różnych hałasów, ale cisza pozostanie ta sama. Wiele jest mgieł w naszym życiu: otulających świt, unoszących się nad pobliskimi łąkami, wtapiającymi się w śpiące domostwa, przesłaniających kopułę słońca... Wiem skąd pochodzi to Światło, chociaż nie wiem dokąd zmierza. Zawsze wyznaczało mi drogę. Objęte płaszczem nocy przywoływało świt. Przesiąknięte chmurą sprowadzało oczyszczający deszcz... Czy to samo Światło wyznacza rytm Twojego życia? Czy pulsuje w Twoich skroniach i ciemnym pigmentem znaczy Twoją skórę? Czy kłuciem rzęs opuszcza Ci powieki a potem tańczy pod nimi w zaczarowanym pląsie czarno-białych plamek? Wiesz, nawet w piekle jest sporo światła. Płoną dusze w ognistych jęzorach. Rozżarzone łuczywa rozchełstują skórę z białego szkieletu mięknących kości. Płoną oczy i w nozdrza wdziera się ognisty swąd spalanych, złotych od liżącego je ognia włosów. Tutaj wiek nie ma znaczenia. Każdy otrzyma swoją porcję światła. I ognia podsycającego śmierć. * * * Światło mnie nie opuszcza. Zamieszkało w mojej duszy. Otoczone spopieloną mgłą, kosmykami świtu i puklami opadających na ramiona snów wykradzionych nocy. M jak Mama Moja Mama mówiła do mnie: Synku, czy z tym wszystkim sobie poradzisz? Poradzę sobie - odpowiadałem patrząc w jej gasnące oczy - poradzę sobie... Świat mnie mija. A z nim ci wszyscy, którzy odeszli. Którym nie było dane widzieć przełomu wieków... Mija mnie świat, w którym można spotkać drugą połówkę duszy oraz bezwzględnego wroga. Mija mnie czas, którego nie powstrzymają żadne wskazówki - choćby skręcić je i trzymać w stalowym uścisku. Mówiła do mnie: Tak bardzo się boję. Dlaczego nie mogę już dłużej znieść bólu? Otulałem ją ramieniem. Mogła siedzieć dwie, czasem trzy minuty. - Czy to już noc, czy wciąż jeszcze dzień? - pytała unosząc powieki, spod których w chwili świadomości patrzyły na mnie jej oczy. - To już noc, Mamo... - odpowiadałem przykrywając ją ciepłym kocem. - Żartujesz synku... to niemożliwe. Przecież tak bardzo boję się nocy... Zastrzyk z morfiną koił jej ból. Widziałem jak gasło światło w jej oczach. Jak dłoń osuwała się na kanapę... Delikatnie kładłem ją na boku. Wiedziałem, że w nocy, w każdej chwili nocy, może obudzić mnie jej krzyk. Zapalałem nocną lampkę na stoliku. W pobliżu łóżka. Przypominałem sobie opowieść mojej ciotki: Kiedy Twoja Mama cię urodziła, były kłopoty... pojawił się guzek gdzieś w piersi... Po Twoich narodzinach zaczęła chorować... Minęło ponad dwadzieścia lat zanim choroba powróciła... Czułem, że w moim życiu odrodziła się Jej śmierć. Pamiętam ostatnią kroplę wody, którą podałem do Jej ust łyżeczką. Pamiętam jak kropla spływała gdzieś głęboko, jakby nie mogła zaschnąć w przełyku. Pamiętam dotyk dłoni mojej Mamy. Jak nie miała sił zacisnąć palców... Pamiętam ostatni oddech, w którym zgasło Jej życie. Wszystko pamiętam, Mamo. Wszystko. Pamiętam jak się śmiałaś do łez, jak jedliśmy pyzy z karmelowym sosem i świeże, gorące pączki. Jak opowiadałaś o minionym dniu... Jak komuś wsypałaś sól do kawy zamiast cukru. Jak pojechaliśmy nad jezioro i cieszyliśmy się pluskaniem podpływających do brzegu ryb... Jak rozmawialiśmy przez telefon, gdy mieszkałem zagranicą. Jak kochałaś życie i nigdy się nie poddałaś. Wszystko pamiętam, Mamo. I niczego nie zapomnę. Odpoczywaj w spokoju. Wehikuł czasu Jak wiele jeszcze smutku potrafię unieść? Czy mój smutek jest Twoim? Wsiadłem do wehikułu czasu i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Jest zimno i ciemno. Jedyne światło pochodzi z moich oczu. Czyjś głos powiedział, że nie ma już stąd wyjścia. Ani odwrotu. To, co było wcześniej - nie istniało. Wehikuł czasu może przenieść mnie tylko w przyszłość. Nigdy nie odzyskam lat, które mógłbym przeżyć nie wsiadając do niego. Nie odzyskam chwil, w których czułem się szczęśliwy. Ani chwil, w których mógłbym uwierzyć w szczęście. Nie odnajdę słów, których nie zdążyłem zapisać. Ani gestów, które chciałbym uczynić. Nigdy nie spotkam Ciebie, bo mną będzie ktoś zupełnie inny. On utuli Cię w milczącą noc i będzie wsłuchiwać się w szept Twoich ust, w ciepłe głoski słów, które wypowiesz przez sen. Nie rozpozna w nich mojego imienia. Będę dla niego niezrozumiałymi dźwiękami pochodzącymi z najgłębszego zakątka Twojego snu albo nieznanym językiem, w którym przemawiają zakochani; o którym przypomną Ci jedynie opadające na ziemię liście z posmutniałych, jesiennych drzew. Czy mój smutek któregoś dnia zamieni się w śnieżnobiałego gołębia? Czy ptak ze mnie powstały uniesie na swoich skrzydłach moją niemoc i modlitwę o wiarę w drugiego człowieka, której nikt dotąd nie wysłuchał? Samotność Tęsknię za Tobą jak pustelnik za samotnią. I nic już nie wyrwie mnie z tej tęsknoty. Będziesz blisko, bliżej niż można było to przewidzieć. Twoje dłonie będą błądzić po mnie a usta smakować moją skórę. A ja będę tęsknić za słowami, których nigdy nie wypowiesz. Za myślami, których nigdy nie pomyślisz. Powiesz: Będę dla ciebie całym światem. A ja będę myśleć o świecie odległym. O nieuchwytnym locie motyla, którego skrzydełka przypominają Twoje powieki. O tkaniu przestrzeni z nici światła. O muzyce powstającej z oddechu i rytmu napinających się mięśni. O słonogorzkim smaku ust. Zapytasz: Czy teraz jesteś tutaj ze mną? Nie odpowiem. Zamknę oczy i zapadnę w kamienny sen. Oślepienie Zamyśliłam się... Lecz czy potrafię jeszcze rozmawiać z Tobą w myślach? Oślepia mnie słońce Twoich słów. Nie widzę już prawdy ani fałszu. Ani dobra ani zła. Nie rozróżniam barw. Pod osłoną powiek są tylko plamy. Umarłam dla Ciebie i w Tobie. Duch mój jest silniejszy od śmierci, mocniejszy od smutku życia... Zamyśliłam się nad własnym życiem, którego los spoczywał w Twoich rękach. Niczego nie mogę rozpoznać. Muszę opuścić głowę, by spojrzeć, czy ziemia wciąż jest pod moimi nogami. Nie mogę bez końca unosić się w przestworzach. Wąż wijący się u moich stóp przeobraża się w kokon, z którego wybijają się promienie światła. Chciałabym zajrzeć do tego wnętrza, chociaż wiem, że już na zawsze mogę stracić wzrok. Oślepi mnie prawda o człowieku, któremu pozwolono ujrzeć przyszłość. Teraz prócz myśli jest we mnie życiodajny głos. Głos, którego potrafię usłuchać... Żyję dniami, w których budziłeś mnie swoimi słowami. Ciepłym brzmieniem rozlegającym się w słuchawce. Wspominam chwile, gdy byłam gotowa oddać Ci wszystko, co dotąd było mi najdroższe. Mój kruchy świat spoczął w Twoich słowach. Przylgnęłam do Ciebie jak motyl złapany przez deszcz; owad nie mogący odkleić się od zimnej, mokrej szyby. Patrzyłeś na mnie. Blisko. Jakbyś trzymał w dłoniach lupę; magiczne szkło podglądające najdrobniejsze szczegóły mojego życia. Zamyśliłam się... Chciałabym znowu umieć z Tobą rozmawiać. Moje myśli rozproszył wiatr... Pamiętasz baśń o Królowej Śniegu? Tam pękło lustro na tysiąc kawałków, które wpadły w zatokę oka tysiąca ludzi, by skuć lodem ich serca. Moje myśli są lustrem naszych dni, które zamieniły się w popiół ścielący się na pobliskich łąkach. Nie pozbieram go już więcej... Nawet gdybym próbowała, to przeszkodzi mi w tym deszcz - wierny sprzymierzeniec wiatru. Przeszkodzą mi pszczoły, których skrzydełka zostaną przyprószone szarym miodem, dziesiątki owadów, które wesołym brzęczeniem będą wypełniały ciszę... I moje dłonie, które będą ściśnięte w bezsilne pięści. Otwórz mnie Sanktuarium słów, w których nie zalega cisza. Dłonie wznoszące się do ołtarza ciała. Woń ambrowego kadzidła osiadająca na włosach. Morska fala, wznosząca się i opadająca na piaszczysty brzeg. Wydmy rozgorzałe słońcem. Pokrzykiwania mew zastygających w powietrzu. Dotyk światła rozczepiony przez rzęsy. Źrenice życia. Kurtyny powiek. Chciałabym, żebyś mnie otworzył. Żebyś rozerwał te kleszcze, tę sieć pajęczą w mojej głowie, w moim ciele, to co ucieka nawet ode mnie samej. Nazwij mnie i przyoblecz sobą. Pisz moim ciałem wiersze. Mów! Chociaż przez chwilę chcę czuć, że ktoś mnie sobą wypełnia. Że zamiast wiatru są Twoje usta. Zamknij mnie w dłoni. Upij pocałunkiem do nieprzytomności. Chcę obudzić się złamana. Stać się twoim dotykiem. I wiedzieć, że wylałam swój ból, tęsknotę, porwane fotografie. Chcę obudzić się i czuć, że tej nocy nie byłam pojedyncza. Że mój cień się rozdwoił. Otworzę Cię któregoś dnia. Przesłonię przeszłość, spalę fotografie. Twoją skórę naznaczę tatuażem mojego ciała. I w cierniu Twojego bólu głęboko się zanurzę. Wyrwę korzenie chwastów cykuty codzienności, by Twój sen stał się morskim przypływem i pełnią księżyca. Języki ognia trawią moją skórę a woda chlusta w ogorzałą twarz. Zostałem przypisany Tobie, znaczysz mój los palcem; hieroglifem zapisanym w powietrzu. Wino Winnice Beaujolais o zachodzie słońca. Jest niebo bursztynowe i bursztynowe szczepy winne. Jest też bursztynowa mgła unosząca się delikatnie na zboczach i nad pobliskimi łąkami. I jeszcze wino, w barwach szkarłatu przeradzającego się w ciemną, karminową czerwień, w której zastygło uwięzione światło. I piję to wino. Smakuję ustami, językiem, dotykam nim podniebienia. Wino pulsuje we mnie. Uderza do głowy, przyspiesza rytm serca i wzmacnia krążenie. In vino veritas... Chciałbym, abyś skosztowała tej winnej prawdy. Ze mną. Pasek autostrady zdaje się nie mieć końca. Wracam do domu mając poczucie, że nikt na mnie nie czeka. Nie śpieszę się, chociaż chcę uciec przed deszczem. Czytam kolejne tablice informujące o mijanych kilometrach i trzypasmowych korkach. Tankuję paliwo, płacę kasjerce, której oczy mówią: Zabierz mnie stąd, wyrwij z tego miejsca... Czytam nagłówki gazet w języku, którego nie znam. Zjadam kolejną porcję smakowitego cholesterolu. A potem wdycham dym papierosów siedzących obok nastolatków, których głośny śmiech rozsadza mi czaszkę. Nie czuję smutku. Staram się zrozumieć grę słów, która zewsząd do mnie dobiega. Wielojęzyczny tłum brzmi jak brzęczenie pszczół zlatujących się do kawy słodzonej miodem. Mój wzrok napotyka na wiele spojrzeń. Czuję, że jedno z nich pozostaje na mnie trochę dłużej. Ma dwadzieścia pięć, może dwadzieścia siedem lat. Czarne, proste, opadające na ramiona włosy. Pije kawę i je sandwicza. Spogląda na mnie z zaciekawieniem. Uśmiecha się delikatnie. Wytrzymuje moje spojrzenie. Po chwili kiwa zapraszająco głową i wskazuje dłonią puste krzesło przy jej stoliku. Przysiadam się. Siadam na przeciw. Rozmawiamy ze sobą, ale w różnych językach. Wskazuję na filiżankę kawy. Ona pokazuje na cukier. Rozmawiamy ze sobą gestami. Śmiejemy się serdecznie. Takie przypadkowe-nieprzypadkowe spotkanie. Niemka i Polak. Za chwilę wrócimy do swoich miejsc w życiu. Teraz tworzymy jakiś bliżej nieokreślony świat. Zamknięty w tej chwili właśnie. W garści cukru. Pod powieką oka. Jesteśmy przestrzenią. Jej fragmentem. Przeszłością, o której nie będziemy pamiętać miesiąc później. Kiedy znowu siedzę za kierownicą, przypominam sobie kolację sprzed paru lat. Jedliśmy Salade César i piliśmy białe, francuskie wino. A potem jakieś czerwone, portugalskie. Z każdym wypijanym kieliszkiem rosły w nas słowa. Czasem język mylił poszczególne sylaby i wychodziły z tego zabawne skojarzenia. Pamiętam jak sięśmiałaś i patrzyłaśna mnie przymrużając oczy. Jak wysunęłaś dłoń w moim kierunku a palcami chciałaś schwytaćświatło palącej sięświecy. Pamiętam blask Twoich oczu i chwile milczenia, gdy wpatrywaliśmy się w siebie. Bez zachłanności, ale z pożądaniem przejścia przez kolejne drzwi bliskości. Pamiętam jak wstałaś i obróciłaś się do mnie plecami; tę bursztynową toń otaczającą Cię w drgających płomieniach zatrzymującego się dla nas czasu. Byliśmy wstęgą Möbiusa. Jednostronną, bezbrzeżną powierzchnią, na której zagościło światło dnia i mrok nocy. I przypominam sobie list, który do mnie napisałaś nazajutrz, na mojej maszynie do pisania: "Powinnam zniknąć z Twojego życia. Po prostu zniknąć. Przestać istnieć. Pozwolić innym cieszyć się szczęściem, którego sama nigdy z Tobą nie zaznam. Szczęściem, które jest przyczyną mojego poczucia jego braku. Wiesz, jest we mnie samotność przychodząca w najmniej spodziewanych chwilach. Jak zaraza, dżuma, z której nie można się wyleczyć. Jestem na jakimś spotkaniu. Wokół trzydzieści osób. Mówię coś. I nagle, gdy napotykam czyjeś spojrzenie - to się staje. Myślę sobie: oni zaraz pójdą, niektórych nigdy już więcej nie spotkam. Patrzą na mnie. O niczym nie wiedzą. Nikt niczego się nie domyśla. Nie potrafię czekać za Tobą. Jeśli moje życie ma składać się tylko z czekania i tęsknoty, to czy wystarczą one, by płuca wciąż mogły oddychać a serce tłoczyć krew? Jestem niepotrzebnie wyśnionym przez Ciebie snem. Nieodebraną przesyłką na poczcie. Źle zaadresowanym listem. Niepotrzebnie przeczytanym Słowem. Jestem złamaną Obietnicą. Czekiem bez pokrycia." * *Niepotrzebne skreślić. Olśnienie Każdy doznaje w swoim życiu olśnienia. Jest to jakiś punkt zwrotny w jego istnieniu. Przebudzenie, niepowstrzymana chęć pokazania światu własnego Ja. Zupełnie jak czyjś głos albo echo przeszłości; jak dźwięk, który gwałtownie wyrywa z rannego snu i każe wstawać o świcie. Ona powie nagle: Zapomniałam już, że tak można, zapomniałam jak to jest, słyszę Twoje słowa, które wypełniają moje myśli. Wypowiadasz słowa, które nie zdążyły się jeszcze znaleźć na moich ustach. Wypowiadasz moje myśli. On zda sobie sprawę, że nic w jego życiu dotąd się nie liczyło, że nie zależy mu na tym jak wygląda ona, że liczy się wyłącznie jej obecność. Obydwoje będą odczuwać niepewność wywołującą ból w żołądku, niepewność nie pozwalającą przełknąć koniecznego do życia pokarmu. Będzie tęcza słów. I rodzące się z nich Ś w i a t ł o. Nastanie też lepka ciemność i cisza, które wypełnią ich wspólny oddech. On powie jej: Jesteś Tą, na którą czekałem. To za Tobą tęsknię, chociaż nigdy do końca cię nie poznam. Nie będzie nam dane przejrzeć się w źrenicach głębokich jak wysuszona od lat studnia pragnąca wody. Ona odpowie: Czas przestał się liczyć. Słowo, które wypowiadasz pozostanie ze mną. Boję się myśli, że Ty jesteś właśnie Tym. I boję się, że powiem: Nie jesteś tym, kim mógłbyś być. On powie: Czytam z Ciebie jak z otwartej księgi, chociaż jej stronice zostały zapisane w nieznanym mi języku. Wyczuwam go podświadomie i używam słów, które nabierają dla mnie nowego sensu. W kolejne wersy i strofy zaklinam moje nieistnienie. Mój niebyt w Tobie i pustelniczą ciszę. Strażnik duszy Strażniku duszy, uchroń nas przed błędami ciała, Pozwól oczom widzieć ścieżki jasne i proste, Usłyszeć trzy takty śmierci zanim poprosi nas do tańca. Oddal od nas wszystkich, którym życie jest obojętne, W których lotem spłoszonego ptaka wygasły uczucia. Oddal od tych, którzy wypijają z nas soki życia i trawią jak ogień. Ocal w nas Słowo bez piętna kłamliwych znaczeń, Uchroń myśli przed zapomnieniem i pustką, co wybrzmiewa echem. Strażniku duszy, zachowaj nasz ogród przed chwastami obłudy, Uchroń przed trucizną niespełnionych obietnic. I chroń nasz Czas, By nie nadeszła jeszcze nasza Godzina Śmierci. Na chwilę przed... Na chwilę przed zamyka oczy. Las. Słupy ognia. Pochodnie drzew. I ten dźwięk, jakby falowały targane wiatrem prześcieradła. Na chwilę przed spokojnie oddycha. Już wie, że nic prócz myśli nie może zagłuszyć wewnętrznego głosu; wołania rozlegającego się od wielu lat. Wie, że każde wypowiedziane słowo będzie jedynie suchą gałązką uginającą się pod ciężarem upadającego drzewa; popiołem ścielącym się na dłoniach. Świt. Zimna rosa na nagich stopach. Ociężałe pajęczyny lepiące się do twarzy. Niebieskie Dni ... Miniatury o Miłości, Aniołach i Śmierci - Tomasz Jakubiak Wiersze o AniołachKolorowe AniołySą na świecie Anioły zielone;One patrzą na mnie ciekawiei w pośpiechu płoszą motyle,kiedy biegam boso po za oknem wciąż pada i pada,krople deszczu kapią jak łezki,wtedy leci do mnie z pomocąprosto z nieba - Anioł gdy zasnę, Aniołytańczą taniec wesołyi na fletach grają do rana;Moje prośby i smutki,nawet pacierz za krótkizostawiają przed tronem na sercu mi ciężko i płaczę,biały Anioł smutki rozumiei otula swymi skrzydłamii pociesza mnie tak, jak wesołe Anioły różowekiedy piję sok malinowy,wysyłają do mnie całuski,sto pomysłów sypią do dziecko jest grzeczne od rana,złoty Anioł - czy uwierzycie? -złotym piórem dobre uczynkizapisuje w białym zeszycie!Kolorowe Anioły skrzydlateprosto z nieba niosą nam dary,bezszelestne i niewidzialne -ale bez nich świat byłby szary... Beata Kołodziej Pieśń o świętych aniołachCiebie, Boże, uwielbiamy,Wznosząc modły z tych padołów,Gdy wspaniałość podziwiamyTwoich świętych ArchaniołówOto Michał w walce mężny,Co z okrzykiem "Któż nad Boga?"Idzie śmiało w bój orężnyPiekielnego pobić posyłasz GabrielaDo Maryi z tą nowiną,Że porodzi Zbawiciela,Który ludziom nie da Ojcze, Tobie chwałaI należne dziękczynienie,Że posyłasz nam Rafała,By niósł chorym Chryste, Zbawco drogi,Dopomagaj nam w potrzebie,Prowadź lud Twój w niebios progi,Gdzie Anieli wielbią Ty, Duchu Przenajświętszy,Zlewaj na nas łaski z góry,Gdzie Cię wiecznie w blaskach tęczyArchanielskie wielbią chóry!Pieśń autorstwa ks. Stanisława Ziemiańskiego SJANIOŁNa drodzedonikądSpotkałem dokąd zmierzam?Nie potrafiłem wali jak przed jeszcze zapytał dokąd zmierzam?Usta cicho wyszeptały...Zgubiłem się w labiryncie mej duszy ciepłym spojrzeniem,Rzekł cicho...Z labiryntu, jest tylko jedno - pamiętaj...Chcąc go opuścić..?Zrób czasami przystanek -Przystanek na modlitwę -Na modlitwę i zastanowienie się -Zastanowienie się nad labiryntem zasypiam, to Ty nie śpisz wcale- pilnujesz czujnie, czy równo oddycham,czy serce jak zegar będzie biło daleji czy noc dokoła jest dobra i cicha...Pilnujesz skarbu życia,co jest we mnie jak płomyk -by śmierć go nie zdmuchnęłanagle, po kryjomu...Żeby spać spokojnie mogły całe domy -czuwają z Tobą Anioły, nieznane choć gasną latarniei lampki czujników -nie gasną Twoje oczy, Stróżu i Strażniku!Tyle już złego mogło mi się zdarzyć,lecz mnie ominęło -DZIĘKI TWOJEJ STRAŻY!"Anioły bez skrzydeł"Nie wydaje Ci się byś wierzyłufajwielokrotniespotkaj przeznaczenie i potraktuj je z cierpkim rozczarowaniembądź gorzki bo słodkim się osładzaza bardzood grubych kartek zawraca się w głowieod grubych istot stroni światw wielości jest niejasnośćpomimo to wierzęa w środku mnie wzrasta niezrozumieniepojawiłeś się w świetle baruto nieboto połyskuje aniołwiele o Tobie wiemmimo że w niebie egzystujeszpopołudniamiwieczorami jesteś w piekleczasem się mijamy na schodachwieczorami jest wzrok zaćmionyi biblia wertuje kartki na wietrzeza drzwiamiZamknęłam klucz szczelnie przed Tobąw moim piekle niepokoi mnie szczęściemógłbyś być jego namiastkąboję się jednak opuścić płomieńwęgle się w rubrykachmodlę się do Bogawiem, żeniektóre anioły kłamiąi świat kłamieJestem tylko Twoim skrzydłemTy odleciszjeśli odlecisz to zabierz mniez Sobąbądźtylkotylko żeanioły nie latajązostań i chodźmy tylkonie latajmy to ludzkieanielskie zostawmy aniołomSylwia LatanikCzemu zamykasz drzwi za sobą...Czemu zamykasz drzwi za sobąTak szybko żeby nikt nie zdążyłWejść do mieszkania razem z tobąZa oknem przecież Anioł krążySłuchaj naprawdę to Twój AniołWięc po co ma na deszczu czekaćOn z nieba na to jest posłanyBy czuwał wiernie przy człowiekuTakie jest nad nim prawo bożeŻe żyć bez ciebie nie możeW szyby puka skrzydłamiPuść go — niech żyje z namiCzego za sobą drzwi zamykaszCzy boisz się przeciągu?Niech wiatr zahuczy jak muzykaI w niebo nas pociągnieErnest BryllAnielskie chóryAnielskie śpiewają chóryW gwiaździstym błękitów morzu,Wśród nocnej ciszy, przy łożuSennej tej biednej ziemi,Co wiecznie w świeżej żałobieJak matka płacze na grobieZa dziećmi ludziom, co dysząW codziennym a krwawym trudzie,Lecz biedni, zmęczeni ludziePieśni nie tylko ci, którzy tonąW wielkiej miłości pragnieniu,Ci słyszą w serc swoich drżeniuTę pieśń natchnioną!Adam Asnyk "Aniołowie nasi..."Ich głos jest jak strumień leśnyDelikatnie śpiewa pieśniKtóre tylko w głębi ciszySerce, a nie ucho słyszyDotyk dłoni- powiew wiatruDelikatnie muska ramięAby przebyć bez upadkuDrogę, co przed nami stanieZa dnia wciąż przy naszym bokuW nocy siedzą u wezgłowiaNiestrudzeni, niewidoczniLiczą wypaplane słowaWypaplane, wykrzyczaneTe bolesne i te słodkiePrzebierają jak mak z grochemProsząc Boga tysiąckrotnieBy ich podopiecznych błędyW wielkim swoim zmiłowaniuZłożył w niepamięci czasuJak my głowę na posłaniuA gdy w słońcu świat się budziAby pędzić poprzez życieOni kroczą znów do ludziRozwijając skrzydła skrycieAgnieszka LisowskaAnioły są miłością zesłaną z niebaAnioły są takie piękneciche..nietknięte..kiedy jesteś małyotaczają Cię ze wszystkich można bez nich żyćnawet, gdy w nie nie wierzysz,one są przy Tobie zawszejak wiatr..Pewnego dnia, wszystko się zmieniai nawet nie wiesz kiedynajważniejszy Anioł prowadzi Cię ku niebu..To istota,która zawsze jest przy Tobie gdy śpisz..otacza Cię swoimi skrzydłamipełnymi czułości i troskliwości,ociera ukradkiem łzę,gdy o niej zapomnisz..nie pozwala Cię skrzywdzić,chce pokazać Ci świat,chociaż Ty tak strasznie się przed tym bronisz,pragnie Twojego szczęścia..To Twój Anioł..To miłość.. wieAnioły do mnie wysyłajAnioły do mnie wysyłajTylko anioły do mnie wysyłajpiękne pierzaste i zadbaneNiech latają ponad mnąjak złotoskrzydłe motyleNiech latają nade mnąniech mi cudne nuty grająWysyłaj do mnie aniołyniech mi w duszy śpiewająAnioły do mnie wysyłajniech mi cudne nuty grająWysyłaj do mnie aniołyniech mi w duszy śpiewająTylko anioły do mnie wysyłajbędę gotował im obiadydo przyjaciół zabiorępo ścieżkach swoich oprowadzęAnioły do mnie wysyłajpiękne pierzaste i zadbaneWysyłaj do mnie aniołyzłotoskrzydłe pięknościAnioły do mnie wysyłajpiękne pierzaste i zadbaneWysyłaj do mnie aniołyzłotoskrzydłe pięknościAnioły do mnie wysyłajzrób im kanapki na drogęWysyłaj do mnie aniołyanielskie pięknościAnioły do mnie wysyłajzrób im kanapki na drogęWysyłaj do mnie aniołyanielskie Ci się przyśnią aniołkiNiech Ci się przyśnią aniołki...Urwisy, wścibskie wesołki,pyzate jak pyza z dziurką,przykryte jedwabną Ci się przyśnią aniołki...Pofikaj z nimi fikołki,tylko nie szalej do rana,bo będziesz znów niewyspana!.Niech Ci się przyśnią aniołki...Zostawiam wam dwa tobołki:w pierwszym - sześćdziesiąt kanapek,w drugim - świąteczny Ci się przyśnią jak wczoraj...Modlitwą gości przywołaj...Daj buzi na że nic ci się nie stanie!/Małgorzata Nawrocka/Anioł PańskiNa Anioł Pański biją dzwony,niech będzie Maria pozdrowiona,niech będzie Chrystus pozdrowiony...Na Anioł Pański biją dzwony,w niebiosach kędyś głos ich kona...W wieczornym mroku, we mgle szarej,idzie przez łąki i moczary,po trzęsawiskach i rozłogach,po zapomnianych dawno drogach,zaduma polna, Osmętnica...Idzie po polach, smutek sieje,jako szron biały do księżyca...Na wód topiele i rozchwieje,na omroczone, śpiące gaje,cień, zasępienie od niej wieje,włóczą się za nią żal, tęsknica...Hen, na cmentarzu ciemnym staje,na grób dziewczyny młodej siada,w świat się od grobu patrzy blada...Na Anioł Pański biją dzwony,niech będzie Maria pozdrowiona,niech będzie Chrystus pozdrowiony...Na Anioł Pański biją dzwony,w niebiosach kędyś głos ich kona...Na wodę ciche cienie schodzą,tumany się po wydmach wodzą,a rzeka szemrze, płynie w mrokach,płynie i płynie coraz dalej...A coś w niej wzdycha, coś zawodzi,coś się w niej skarży, coś tak żali...Płynie i płynie, aż gdzieś ginie,.traci się w górach i w obłokach,i już nie wraca nigdy fala,co taka smutna stąd odchodzi,przepada kędyś w mórz głębiniei już nie wraca nigdy z dala...Na Anioł Pański biją dzwony,niech będzie Maria pozdrowiona,niech będzie Chrystus pozdrowiony...Na Anioł Pański biją dzwony,w niebiosach kędyś głos ich kona...Szare się dymy wolno wlekąnad ciemne dachy, kryte słomą -wleką się, snują gdzieś daleko,zawisną chwilę nieruchomoi giną w pustym gdzieś przestworzu...Może za rzeczną płynąc faląpolecą kędyś aż ku morzu...A mrok się rozpościera daląi coraz szerzej idzie, szerzej,i coraz cięższy, gęstszy leży,zatopił lasy, zalał góry,pochłonął ziemię do rubieży,na niebie oparł się ponury...Na Anioł Pański biją dzwony,niech będzie Maria pozdrowiona,niech będzie Chrystus pozdrowiony...Na Anioł Pański biją dzwony,w niebiosach kędyś głos ich kona...Idzie samotna dusza polem,idzie ze swoim złem i bólem,po zbożnym łanie i po lesie,wszędy zło swoje, swój ból niesiei swoją dolę klnie tułacza,i swoje losy klnie straszliwe,z ogromną skargą i rozpacząprzez zasępioną idzie niwę...Idzie jak widmo potępione,gwiżdże koło niej wiatr i tańczy -w którą się kolwiek zwróci stronę,wszędzie gościniec jej wygnańczy -nigdzie tu miejsca nie ma dla niej,nie ma spoczynku ni przystani...Idzie przez pola umęczona,łamiąc nad głową swą ramiona...Na Anioł Pański biją dzwony,niech będzie Maria pozdrowiona,niech będzie Chrystus pozdrowiony...Rozmowa z AniołemAniele mój powiedz,Czy możesz schowaćMnie w ramionach?A w skrzydłach swychOsuszyć znów moje łzyNiewiele powiem CiCzujesz samW niebiosach łatwiej jest trwaćoddychać niebemTam zabierz nas...Aniele mójTy przecież mnie jedną maszI mnie ochronisz za grzechyNiech życie ukaże mnieTy przy mnie zawsze bądźChociaż wiem, me niebo daleko jestWięc nie wpuszczą jeszcze mnieJeszcze nie...W ciemną noc modlitwy krzykZostałeś tylko TyI deszcz na twarzy mejW ciemną noc nie wierzę jużChoć trzepot skrzydeł znówDo snu kołysze mnieAniele mójCzasem nie wierzę w CiebieW samą siebie też wiary brakZraniłam wiele sercLecz nie opuszczaj mnieCzuję strach, że to nie ostatni razPopłynie czyjaś łza, gorzka łza...W ciemną noc modlitwy krzykZostałeś tylko TyI deszcz na twarzy mejW ciemną noc nie wierzę jużChoć trzepot skrzydeł znówDo snu kołysze FemmeAnioł przebudzeniaJakie to szczęścieobudzić sięi zobaczyć Anioławysłannika Bogaświadka Jegoobecności/Ks. Jan Twardowski/ Stróż?Bóg posłał anioła, żeby mnie pilnowałz wiecznym piórem pod skrzydłem i w zielonej czapcea ja go wziąłem za chłopca do posługby parzył mi herbatę i przynosił kapcieZ anielską cierpliwością zabrał się do pracystrzegł, chronił, bronił i na zimne dmuchała ja, dumny z siebie, nie myślałem wcależe to nie on mnie, a ja jego powinienem słuchać.../Ks. Tomasz Opaliński/Anioł marzycielAnioł codziennie marzył,Chciał poczuć wiatr na twarzy,A przed oczami strach...Przez chwile wolnym być,Docenić ludzi świat,Odpłynąć w dół...zostawić list...Ktoś tak mocno ranił go...aż do krwi,Coraz bliżej było dno,Na cztery spusty zamknął drzwi...Zostawił list...By odpłynąć w dachWysoki tak...Dotykać chciał chmur,Z oddali widzieć klatki mur...Jedwabny szal owinął snyPrzez chwile wolnym był...Nie zatrzymany łagodnie spadłUpadłym Aniołem się twarzy swej poczuł wiatr,I strach ciało gnał...Anioł codziennie marzył,I pragnienie się jest już na wieki nieprzytomny,Lecz przez chwile był wolny...Czasem Anioły...Czasem anioły nie są pokryte światłemCzasem anioły nie maja wcale racjiCzasem anioły nie maja nawet skrzydełAle nic nie może równać się z miłością która przynosząMój Mały Anioł nie jest wcale wysokiMój mały anioł nie powiedział mi nawet słowaAle nie ma nic podobnego do dźwięku jaki słyszęKiedy mój Mały Anioł krząta się gdzieś w pobliżuKiedy mój Mały Anioł jest obok mnieCzuje ze mogę latać... i opuszczam ziemieWszystko co słyszę to bijące skrzydłaPłacz dzieci... ale nic poza tymMój Mały Anioł pomaga cały dzieńAle gdy jest w mych ramionach nie ma żadnej siłyNa nic jego delikatne wołanie i złote włosyNie może czynić cudów ale nic to..Mój Mały Anioł nie umie chodzić i mówićAle czas szybko upływa...Mój Mały Anioł nie będzie mały już wkrótceAle na pewno nigdy nie aniołemAnioły są ludźmi niosącymi gdzie są, robi się jasno i są ludźmi, którym dano w rajurodzaj pierwotnej pomagają stanąć na nogi ludziom załamanymi w niewidzialny sposób utrzymują równowagę w nich trochę tajemnicęniezgłębionej dobroci, która pragnie cię ludziach tych czuję, jak przychodzi do mnie Bógze swoją czułością i rozważną problem. Utknąłeś w gdzieś ktoś za pomocą niewidzialnej antenyotrzymuje sugestię, coś w rodzaju nakazu,by do ciebie przyjść i ci pomóc,pchnąć cię naprzód lub cię pocieszyć."Jesteś aniołem"- mówisz do mężczyzny czy znów widzisz światło, minęła anioły nie zjawiają się na zawołanie czy za przychodzą zupełnie nieoczekiwanie, wskazują drogę,rozwiązują problem i znikają, nie czekając na jeszcze na świecie anioły, ale jest ich za panuje jeszcze tyle ciemności i szuka aniołów pośród współczesnych wielu już go nie dostrzega, już nie antena już nie odbiera i już nie jesteś aniołem, a w twoim otoczeniujest dosyć ludzi, dla których możesz być aniołem./Phil Bosmans/ Dwa aniołyDwa anioły spotkały się w locie,Ponad ziemia, wśród błękitnych mórzJeden płynął w purpurze i zlocieMiał wejrzenie jakby rannych zórz,Drugi w czarnych aksamitach tonął,Łez brylantem świecił jego wzrok -A na głowie wieniec z gwiazd mu płonąłI rozjaśniał nieskończony mrok"Wracam z ziemi - rzeki pierwszy z aniołów -Gdziem w ogrodzie życia kwiaty siał,Rozdmuchiwał płomienie z popiołówI przyśpieszał nowy rozkwit ciałTam widziałem, w ciemnej nieszczęść nocy,Dwóch seic czystych krwawy z losem bój,Dwojga istot gorzki ból sierocy,Ich samotny, ciężki życia znójWięc zbliżyłem dwie niedole z sobąI miłości owiałem je tchemA z dwóch smutków nad dawną żałobaSzczęście rajskim wykwitnęło snem!"Ja - rzekł drugi w gwiaździstej kolonie -Wracam także z owych ziemskich pól,Gdzie na chorych sercach kładłem dłonie...I na zawsze koiłem ich spotkałem, pomiędzy innymi,Jedną dusze szlachetna, bez plam -i kochałem tego syna ziemi,Co pięknością dorównywał dojrzałem, że w żywota męceZaczął oliwiąc się... rdzy dostrzegłem ślad,i strwożony, wyciągnąłem ręce,By, padając, nie poplamił miłością prowadzony czystą,Jak najciszej zbliżyłem się doń...Zarzuciłem zasłonę gwiaździstą...I na sercu położyłem mych objęciach on teraz bezpieczny,Bo już władzy nie ma nad nim czas -I zostanie w swej piękności wiecznej,Nie dotknięty żadna, z ziemskich skaz"./Asnyk Adam /Anioł Mój...Przyszedł do mniePrzyszedł nocąByło tak cicho i ciemnoTak bardzo dokładnie słyszałam każde słowo wyszeptane z jego ustWzrok miał tak zimny i smutnyMówił: jestem Twoim AniołemNie wierzyłam....Zabijasz mnie - ledwo wyszeptałTwoja każda zła myśl, każda łzaTo pióro wyrwane z moich skrzydeł, których od tak dawna nie mogę rozwinąćNie zabijaj mnie proszę..Spojrzałam mu głęboko w oczy mówiąc: PrzepraszamPodeszłam do Niego i przytuliłamA z oczu mych zaczęły lecieć łzyŁzy szczęścia, że jest, że czuję jego materialną obecnośćUwierzyłam...A wtedy On rozłożył skrzydłaPowiedział: dziękuję i odleciał.......Wzniesiesz mnie do nieba bramSkrzydłami otulisz, ukoiszZagoisz rany, wyciszysz myśliGdy serce znowu zaboliWiem, że jesteś zawsze przy mnieI będziesz po kres życiaZnasz mnie lepiej niż ja samaNie mam przed Tobą nic do ukryciaMój drogi stróżu i opiekunieChciałabym Cię zobaczyć, poczućTy jeden mógłbyś mnie nauczyćMiłości, pięknych tych uczućKażdy niech ma Anioła StróżaNie będzie tak wtedy samotnyNiech kroczy prostą ścieżką życiaI raju niech będzie godny .Anioły bieszczadzkie Anioły są takie ciche zwłaszcza te w Bieszczadach,gdy spotkasz takiego w górach wiele z nim nie pogadaszNajwyżej na ucho ci powie, gdy będzie w dobrym humorze,że skrzydła nosi w plecaku nawet przy dobrej są całe zielone zwłaszcza te w Bieszczadachłatwo w trawie się kryją i w opuszczonych zielone grają ukradkiem, nawet karty mają zielonezielone mają pojęcie, a nawet zielony bieszczadzkie, bieszczadzkie aniołydużo w was radości i dobrej anioły, anioły bieszczadzkie,gdy skrzydłem cię dotkną, już jesteś ich są całkiem samotne zwłaszcza te w Bieszczadachw kapliczkach zimą drzemią, choć może im nie taki anioł samotny zapomni, dokąd ma lecieći wtedy całe Bieszczady mają szaloną są wiecznie ulotne zwłaszcza te w też czasami nosi po ich anielskich nam przyzwalają i skrzydłem wskazują drogęi wtedy w nas się zapala wieczny bieszczadzki cieniu Twoich rąk ukryj proszę mnie...Gdy boję się ,gdy wokół mrok,bądź światłem bądź nadziei dniemWszystkim o czym śnie,głosem w sercu mymJak ręka która trzyma mnieNad brzegiem mocy brzegiem dni...Bądź jak skrzydła dwa kiedy braknie sił...Chwyć mnie i nieś niech niebo bliżej będzieTak bardzo chce w ramionach skryć się TwychAniele mój...Aniele....Gwiezdny deszcz AniołaCzasem, gdy anioły płaczą,Na świat deszcz gwiazd spada,Swoją pieśń tułaczą,Snują po pustych sadach...Anioł ma duszę anielską,Też tęskni, kocha i czuje,I na wędrówkę ziemską,Choć raz przylatuje...Czasem zmieniają swą postać,W pąk róży, czy śpiew ptaka,Chciałyby tak pozostać,Lecz muszą zawsze wracać...Czasem cząstkę zostawią duszy doskonałejCzasem nawet i serce,Jak skrawek sukni swej białej,Czy pióro na Twej ścieżce...I chciałyby po trochu,Ziemskich bytów i łez,Podniebnych wolnych lotówJak złoty gwiezdny deszcz...Do domu Ojca"Przyszedł do mnie Anioł i powiedział,że zwolniło się miejsce w niebie."Ja chwyciłam jego dłoń..Wzniosłam się ku górze..Spojrzałam na ziemię..Ostatni raz..Powiedziałam tylko"Przepraszam"..Pomyślałam "Nareszcie"..I odleciałam do Domu Ojca..MÓJ ANIELE STRÓŻUMój Aniele, stróżu skrzydlaty, przyjacielu...Człowiek nie ma w życiu aż tak prawdziwych przyjaciół z serca całego i ze łzą w oku,proszę Cię, o mój świetlisty, złotowłosy,-stań przy moim co rani i boli,podaj dłoń pomocną w biedzie i niedoli..Wejdź, witam Cię radośnie, pod dach domu mego,ochraniaj, osłaniaj nas od wszystkiego nas w wierze do Boga naszego,wlej w serca nasze z kielicha wielkiego,złotego - tyle radości, pokoju, miłości,by starczyło dla nas i dla naszych miłych gości....Anielska DuszaPtak anielskie ma pióra,Anielskimi skrzydłami zlata,Po anielsku błądzi w ptak być królem mają też motyle,Lecz nie w nich się jawi anielskość w świętym pyle,Święty ich aksamit, święta niezwykłość ich uroku?Ile wdzięku znajdziesz w kwiatach?Tam szukając, jak w amoku,Anielski odkryjesz świętość! Ile piękna. Lecz...Co z człowiekiem? W nim co dojrzeć tak! Jest jedna rzecz!Człowiek... Człowiek ma anielską duszę!AniołCzemu leciał tak nisko ten anioł, ten duchSięgający piersiami skoszonego siana?Wiatr rozgarniał mu skrzydeł świeżący się puch,A od kurzu miał ciemne jak Murzyn kolana...Włos jego - hartowana w niekochaniu miedź!Oczy płoną, miłosnym nieskalane szałem!Snem wezbrała mu w skrzydłach niewiadoma płeć,Kiedy lecąc sam siebie przemilczał swym ciałem...Możem zbyt go zobaczył lub uwierzył zbyt,Bo w niechętnej zadumie przystanął w pół drogi...I znów w oczach mu błysnął nieczytelny świt,Gdy do lotu pierś tężył i prostował jeszcze mu ziębła na wargach, a onJuż piętrami swych skrzydeł ku niebu się wzbieliłI ogarom ciała oddał bezmiarom na strwon,A jam się do niebiosów wówczas onieśmielił...Odtąd, gdy wchodzę z tobą w umówiony park,Gdzie światła księżycowe do stóp nam się łaszą -W twych wargach szukam jego przemilczanych wargI nie wiem, co się dzieje z tą miłością naszą?...Bolesław Leśmian "Niekiedy tak bardzo pragniemyStać się aniołami,Ze całkiem zapominamy o tym,By być dobrymi ludźmi."Św. Franciszek SalezyRobota Anioła StróżaGonił cię mój anioł stróż po świecie, o mój Drogi,biegł wciąż za tobą przez lasy, przez łany,potrącał cię ku mnie, zapędzał cię do mnie,ciągnął za obie ręce, spychał z prostej drogi -o miłości coś szeptał, bredził nieprzytomnie,pachniał jak wytężone białe nikotiany...Siedzący noc całą przy tobie na warciekrzyczał głosem jak trąby złote i waltornie,to znów o łaskę twoją modlił się pokornie,-zbawienie własne diabłom rzucał na pożarcie! -Wreszcie ciebie ślepego, ciebie niechętnegozawiódł przemocą do mego pokoju,gdzie siedziałam płacząca, Pan Bóg wie dlaczego,jak to się zdarza czasami. -Wpuścił cię naprzód, sam został za drzwiami,zatańczył w triumfie jakiś taniec boski -potem twarz zakrył szatą srebrnobiałą,zamyślił się pełen troski -i jęknął z przerażenie nad tym, co się stało. nad tym, co się stało. Maria Pawlikowska - JasnorzewskaO aniołachOdjęto wam szaty białe,Skrzydła i nawet istnienie,Ja jednak wierzę wam, gdzie na lewą stronę odwrócony świat,Ciężka tkanina haftowana w gwiazdy i zwierzęta,Spacerujecie oglądając prawdomówne wasz postój tutaj,Chyba o czasie jutrzennym, jeżeli niebo jest czyste,W melodii powtarzanej przez ptaka,Albo w zapachu jabłek pod wieczórKiedy światło zaczaruje że ktoś was wymyśliłAle nie przekonuje mnie ludzie wymyślili także samych - ten jest chyba dowodem,Bo przynależy do istot niewątpliwie jasnych,Lekkich, skrzydlatych (dlaczegóż by nie),Przepasanych ten głos nieraz we śnieI, co dziwniejsze, rozumiałem mniej więcejNakaz albo wezwanie w nadziemskim języku:zaraz dzieńjeszcze jedenzrób co MiłoszAniołowieBywają ognie - podobne do ciszy,Co na przechodnia w zaroślach czatuje...Takich się ogniów nie widzi, lecz słyszy -Nawet nie słyszy, lecz raczej im w piersi wonieją, jak róż -Lecz mi nie wolno korzystać z róż mocy,Ni czarów własnych nadużyć po nocy,Ni łkać, ni wątpić, ni konać w lazurze!Nie wolno modlitw gałązki jedynej,Niesionej Bogu ku czoła ozdobie,Przyłamać stopą - lub przyśnić się tobieW postaci nagiej, zuchwałej dziewczynie!...Więc próżno patrzą w słoneczność dokolną,Bo im ni kochać, ni szaleć nie oni właśnie najtrwalej, najdzielniejMogliby kochać - -od nocy do świtu -Podobni mewom w zatokach błękitu,Tym od nich różni, że tak to właśnie zmyśliliby krociePieszczot zawiłych, nieznanych na ziemi,I niestrudzeni byliby w pieszczocie,I niestrudzeni - i wielcy - i niemi!Bo dla nich tylko, zaprawdę, że dla nichPrzyjdzie ta miłość, co światy ogarnie!Jam śledził w niebie poloty ich sarnieI lęk błękitny w ich źrenicach łanich!Jam słyszał nieraz, że szemrzą jak płomień,Skrzydłem, utkanym z tęcz i oszołomień!Znojni miłosnych zachceń tajemnicą,Jednako zemdleć potrafią w pogoniI za rycerzem, co kocha się w broni,I za bezbronną na kwiatach i żywi, zbożni i występni,Niezwyciężeni - i ów, który ginie -Są ich miłości zarówno dostępni,Jak szczyty górskie i kwiaty w dolinie!Nie ujdzie motyl, ni pszczoła, ni szerszeńIch oczom chciwym, gdzie błękitna bacznośćZmienia tęsknotębezbrzeż i cudaczność,Skapiąc jej wszelkich granic i zawierszeń!Bo nie zna granic ich żądzy przewina,Prócz tej, gdzie nagłe szczęście się zaczyna...Bolesław LeśmianProśbaO mój Aniele, ty rękęDaj!Przez łzy i mękę,Przez ciemny kraj,Do jasnych źródeł ty mnie doprowadź;Racz się zlitować!Serce me zwiędło jak marnyLiść;Wśród nocy czarnejNie wiem, gdzie iść,I po przepaściach muszę nocować:Więc ty mnie com ukochał, com tyleCzcił,Zdeptane w pylePadło bez sił;Rozpacz i hańbę widząc po drodze,Stanąłem w zbrodni zwycięskiSzał,Widziałem klęskiDuchów i ciał;Więc obłąkany boleścią chodzęWe łzach i nie wiem teraz, w co wierzyćMam,Jak dzień mój przeżyćW ciemności, sam;Nie wiem, czy zdołam wytrwać niezłomnie:Więc ty zstąp do mnie!Lękam się zstąpić z wątpieniemW gróbI z utęsknieniemDo twoich stópChylę się z prośbą i nieprzytomnieWołam: zstąp do mnie!Pokaż mi tryumf w przyszłościDniach,Tryumf miłościKupiony w łzach,I ludu mego zwycięstwo jasnePokaż, nim zasnę!Pokaż mi ciszę wschodzącychZórz,ZmartwychwstającychKrólestwo dusz,A dbać nie będę o szczęście własneSpokojny AsnykSiódmy aniołSiódmy aniołjest zupełnie innynazywa się nawet inaczejSzemkelto nie co Gabrielzłocistypodpora tronui baldachimani to co Rafaelstroiciel chórówani takżeAzraelkierowca planetgeometra nieskończonościdoskonały znawca fizyki teoretycznejSzemkeljest czarny i nerwowyi był wielokrotnie karanyza przemyt grzesznikówmiędzy otchłaniąa niebemjego tupot nieustannynic nie ceni swojej godnościi utrzymują go w zastępie tylko ze względu na liczbę siedemale nie jest taki jak inninie to co hetman zastępówMichałcały w łuskach i pióropuszachani to co Azrafaeldekorator świataopiekun bujnej wegetacjize skrzydłami jak dwa dęby szumiąceani nawet to coDedraelapologeta i kabalistaSzemkel Szemkel- sarkają aniołowiedlaczego nie jesteś doskonałymalarze bizantyjscykiedy malują siedmiuodtwarzają Szemkelapodobnego do tamtychsądzą bowiemże popadliby w herezjęgdyby wymalowali gotakim jak jestczarny nerwowyw starej wyleniałej Mój anioł jest, jak ja,gdy jestem smutnaw jego oku kręci się łza,a kiedy się śmieję,to jego anielska twarz promienieje,jest w nim wiele współczucia i miłościi nigdy nie drwi z moich skrzydła chronią mnie,jak matka swe ukochane dziecięi stara się mnie prowadzić,bym właściwą droga kroczyła,a nie w ciemnościach anioł jest taki, jak jachoć nigdy go nie widziałam,to każdą chwilę razem spędzamy,bez słów się porozumiewamyi nigdy nie opuści mnie nawet,gdy będzie bardzo źlezostanie ze mną do końca,bo walka o mą duszę jest anioł jest taki, jak jaz wyjątkiem różnicy tej,że ja grzeszę, a on nie,a kiedy się go pytam,co jest po drugiej stronie,to szeptem mówi mi, że dowiem sięw odpowiedniej chwili,gdy spotkamy się twarzą w twarz,wówczas pokaże mi swój opiekun ze mną jest,ma tak skrzydła i aureolkę też,gdy tak samotna czuje się,przy mnie zawsze czuwa i czasem jest mi źle,to tak bardzo cierpię że,Anioł mój pociesza mnie,ochrania i przytula ten to mój sympatyczny duch,który cieszy się ze mną,że aż otula mnie od głowy do stóp,abym bezpieczna była tak zawsze przy mnie czuwa,modli się za mnie do Boga,który jest jego stwórcą,abym mogła bezpieczną być i cieszyć się z to wszystko robi dla mnie,bo mnie kocha mocno tak,on mym przewodnikiem jest przez życie,a ja uczniem jego to wszystko robi dla mnie,abym mogła do nieba dostać się,że aż czasem z przemęczenia bladnie,gdy coś złego wydarzy chcę zawsze ochronić mnie,ale czasem tak się zdarza,że nie może wtrącać się,żebym ja nauczyła czegoś się ci Panie drogi,za Anioła mego tak,bo tak dziecka skargi,wysłuchałeś z sercem ci Boże drogi,za wszystko co jest,że tak ze mną jesteś,poprzez anioła ciebie strasznie,Aniele drogi mój,ty zawsze ze mną jesteś,i troszczysz się jak jeden człowiek Rychta Kliknij, aby treść...@@@@@Zaśpiewać który dorastałna szybko,Ktomyśli, żez powrotemi pamiętaszczęśliwąprzeszłośćz dzieciństwaI zastanawia się,co poszło piosenkędlasamotnegoaniołaKtoby tłumaczyłosię, jeślitylko mogłaAlenie sądzi,że onabyć rozumianaI takonagrzebieswoje piosenkędlasamotnegoaniołaKto je czuje siętak, piosenkędlasamotnegoaniołaJeden, którytylkopatrzyiobserwuje, jak gdybyona jeśliona ma swojewłasne myślii opiniedzielićOna niepowieim, ponieważ możeonamiećnie piosenkędlasamotnegoaniołaKto jestzmęczonyuczuciestarożytnych, kiedyto wiele małychuczynki idziałaniagonie onanie robiim, żenie zostanąwykonane, a onanie zostawijedla kogoś piosenkędlasamotnegoaniołaKtoskładanaprzyczynęjej skrzydeł"Onaczuje, żenie możelatać,Onazostałaosiągnięciaiosiągnięciai nie możnadotknąć niebaOnajestprzytrzymywanyprzez piosenkędlasamotnegoaniołaJeden, który chcejej przyjacielepoczuć się jakjej tylkoludziepróbująsprawiakoniec z końcemkońcówAler piosenkędlasamotnegoaniołaKtochce, byzauważyćjejAle ktowie, że niebędzieani terazniezawsze,Nie, a onapotym drugim, któryjest o piosenkędlasamotnegoaniołaKto jestzmęczonyuczucieniewidzialne,Kto jestzmęczonypozornieniezwyciężone,Ktotylkochce piosenkędlasamotnegoaniołaJeden, który chcesię uśmiechaćdorzeczywistegoJeden, który chcejejbliznyleczyćIprzeżywać swojeżyciew piosenkędlasamotnegoaniołaSprawdź, czy możeszzrobićjej uśmiechlubśmiechŻeby zobaczyłaswoje talenty, wszystkie z czy możeszjej pomócleciećz powrotem doswojegonieba.****Angel,przestać płakaćHejKochanieNigdy więcej łezKochanie,uśmiechając sięrozpocząćWalczPrzez te lataKiedy całyświatma sensJeszcze jednaprzeszkoda,jedenwięcejpłotRefren:I będęwspinaćkażda góraAby dotrzeć dociebie,samA jaobalićmuryAbydotrzeć do ciebie, mamwrócić do domuA jauruchomićtewiele kilometrówFallen Angel,całkiem samKochanie,nie poddawaj sięlataniaTwojeskrzydła niejest umierającyOnipo prosturozdartyA światnie mówisensuJeszcze jednaprzeszkoda,jedenwięcejpłotRefren:mostek:Nie będębezodpowiedzi,Nie będęniena dziśNieprzestać się trzymaćrękę iNie pozwolęci odejśćAngel,przestańbolii pamiętajŻejestem tutajRefren:Fallen Angel, jestem w domu...***AniołśmierciUkrywaw nocyPosiłkina duszeWszyscy umrzemyNocukrywaPrzeminęłow sekundachZjadaswoją duszęŻyciejuż nie maNa swoimłożu śmierciPełnaz niczegoJesteśmartwypusteciałoAnioł przemówiłToreduszę odciałaPiekłolubnieboczeka...Pomóż mi...Jestemzamknięta wtym głowąLullingprzeciwkomiękkiej zinnych chcętu tym tymi że jestemszalony, wiem, żeto ja.... Niemnie oceniać...Wystarczy z zabijaniem, nie więcejśmiercinamoich mniestąd,pozwól mi zatrzymujmnie tutaj...Wtym szalonymmiejscu, szczęśliwy, b które pasujątakciasno,i sprawi,przytulićsięzawsze ....Nie możnazwiązaćmnie ..Czy nie wieszkim jestem?Nie możnatrzymaćmnie alemyślisz, że ztychszalonychdrani, którzykrzycząw nocy,i kaleczyli się....Będęsię wydostać...Będęgraćładnie, dobrymchłopcem,ipodkraśćmi to, kiedywypuść mnie,chwilaplecyjest ciała..Ikarmićje do pod mojeszponyi stać nie mawściekłość....Jak aniołpośmiewisko...***oh,najciemniejszeze wszystkichaniołów,dać cicoś mojego-moje serce, moja dusza, mojaniewinność...dać citen światiżyć w,Dam ciwszystkojeśliodświątyńwyżejbędziecieschodzićnamoich ramionach...po prostuczuję sięcotylkoniewieleprzede mnąwiedział,mniewyczućtajemnicęirozbudzenieserca i duszy...jeślitylkona chwilę,błagam- niechmiucztęnaTwoje oczyjakonipokazująmikochaćjeszczeuntained,duszajeszczenietknięte,uczuciejeszczeprzestaniesz mieć...więcchodź, chodźteraziczuję sięekstazy-bo tylko wtwoich ramionachbędęczućprawdziwą miłość,prawdziwyból izdobyćwszystko...takspadaćz nieba...spaść izrobićmicierpieć -iradować-ispad-ipłakaćznasionłez...maszwszelką władzęnade mną...Ty jesteś moimDark Angel...Anioły nie płaczą zastygają w cmentarne pomniki gdy zamykacie nad ich głowami kule zniewolenia On nawet nie miał twarzy lecz gdy okrywał czarnym kirem smutku Blade muzy, zgasłe wraz ze wschodem słońca wydać się mogło, że ruchem dłoni oddaje cześć Świętej Tragedii Tylko tyle był w stanie im podarować bo przecież Anioły nie płaczą.
Obrazek dla dzieci Anioł Stróż. Piękne bajkowe obrazki przedstawiające postać Anioła Stróża stanowią doskonały podarunek z okazji Chrztu Świętego lub innej religijnej uroczystości. Obrazek dla dzieci Anioł Stróż bardzo dobrze będzie prezentował się w pokoju najmłodszych, zarówno jako dekoracja jak również symbol wiary
Dzieci nie cieszyły się żadnymi względami ani prawami. Tymczasem Jezus bierze je w obronę, błogosławi i napomina, by nimi nie gardzić, gdyż mają potężnych patronów w niebiewłaśnie aniołów. Co o Aniołach zdradził nam sam Jezus? Postać Anioła Stróża upowszechniła się w Kościele w czasie reformacji. Najczęściej kojarzy się z pobożnymi obrazkami, na których bywa przedstawiany w roli opiekuna małego dziecka. Te dewocyjne wyobrażenia nie są jednak tworem wyobraźni, ale mają swe źródło w Biblii. Można więc powiedzieć, że kult Aniołów Stróżów jest uzasadniony teologicznie, z drugiej strony wyraża odwieczną ludzką potrzebę opieki "sił wyższych" (M. Bussagli). Pismo Święte w różny sposób ukazuje rolę Anioła Stróża. Jego postać przewijała się już w cytowanych wcześniej tekstach. Zwrócimy jeszcze uwagę na kilka z nich. POSŁANIEC WOLI BOŻEJ Księga Hioba przedstawia człowieka sprawiedliwego, pobożnego, wiernego Bogu, którego dotyka niezasłużone cierpienie. Hiob przeżywa odrzucenie ze strony najbliższych, nawet żony, niezrozumienie i oskarżenia ze strony najlepszych przyjaciół, milczenie Boga. W tej dramatycznej sytuacji zdaje się całkowicie na Pana: Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy? (Hi 2, 10). Hiob wie, że w jego życiu nic nie dzieje się bez woli Bożej i mimo tragicznej - po ludzku - sytuacji, nadal wychwala Pana. Księga Hioba jest próbą zrozumienia tajemnicy cierpienia. Ona wchodzi w rany ludzkości ( Martini), w nasze rany i stara się nadać im sens. W kontekście cierpienia Hioba pojawia się postać Anioła Stróża. Jeden z mędrców i przyjaciół Hioba, Elihu, wskazuje na jego pomoc w życiu cierpiącego: Gdy ma on swego anioła, obrońcę jednego z tysiąca, co mu wyjaśni powinność; zlituje się nad nim i prosi: "Uwolnij od zejścia do grobu, za niego okup znalazłem" (Hi 33, 23-24). Rola anioła orędownika w ludzkim cierpieniu jest potrójna. Przede wszystkim pokazuje człowiekowi jego "joser", "obowiązek", to, co słuszne, odsłaniając mu zatem powody cierpienia, jego logikę […]. Po drugie, anioł pociesza człowieka, okazując mu swoją litość ("hnn"), swoją sympatię. Jest on sprzymierzeńcem człowieka, w przeciwieństwie do szatana. Wreszcie anioł przedstawia Bogu "kofer", "okup" za życie cierpiącego […] ofiaruje Bogu - nawrócenie człowieka (G. Ravasi). Anioł Stróż jest więc potężnym orędownikiem człowieka przed Bogiem w obliczu jego cierpienia i oskarżeń ze strony szatana. STRÓŻ NA WSZYSTKICH DROGACH Postać Anioła Stróża jako obrońcy biednych i uciśnionych pojawia się zarówno w Pięcioksięgu, jak i w psalmach. Księga Wyjścia opisuje drogę Izraelitów wiodącą przez pustynię do ziemi obietnicy. W tej drodze towarzyszy im anioł, który pełni rolę stróża całego ludu. Za dnia idzie na czele, wskazując cel, a w nocy przesuwa się na tyły, osłaniając lud przed wrogiem (Wj 14, 19nn). Lud, mając takiego patrona i obrońcę, powinien mu być wierny i posłuszny oraz otaczać go szacunkiem: Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. Szanuj go i bądź uważny na jego słowa. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym (Wj 23, 20-21). Również Psalmista mówi o obronnej roli anioła, który zakłada obóz warowny wokół bojących się Jego i niesie im ocalenie (Ps 34, 8). Z kolei Psalm 91 wskazuje na obecność i opiekę aniołów towarzyszącą człowiekowi wszędzie z rozkazu Bożego: Niedola nie przystąpi do ciebie, a cios nie spotka twojego namiotu, bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień (Ps 91, 10-12). Aniołowie są gwarantem właściwej drogi, pozwalają człowiekowi dokonywać właściwych wyborów i przeciwstawiać się wszelkiemu raniącemu złu. Mając u boku anielską pomoc, człowiek jest strzeżony bezpośrednio przez samego Boga, który pozwala mu bezpiecznie i z łatwością przejść nie tylko po kamieniach pustyni życia, ale także po obszarach zaminowanych przez zło (G. Ravasi). Świadomość obecności i opieki Aniołów Stróżów powinna napawać nadzieją oraz wdzięcznością. Winna również pobudzać do dobrych czynów i unikania zła. Radzi Peter Kreeft: Kiedy twój anioł stróż wybiera się, by załatwić jakieś sprawy, nie opuszcza cię, tak jak nie opuszcza Boga. Ulega bilokacji lub trilokacji. Aniołowie nie są ograniczeni przez przestrzeń do tylko jednego miejsca jednocześnie, tak jak ciała. Gdziekolwiek idziesz, zabierasz ze sobą swojego anioła. A więc nim pójdziesz dokądkolwiek, zapytaj sam siebie, czy jest to odpowiednie miejsce dla anioła. KAŻDY NAJMNIEJSZY W KRÓLESTWIE BOŻYM MA POTĘŻNEGO OBROŃCĘ Malarze najchętniej ukazują Anioła Stróża jako opiekuna prowadzącego dziecko za rękę. Bywa również przedstawiany w chwili, gdy uczy dzieci modlitwy, wskazuje ręką kierunek (niebo) lub wielką tarczą chroni je przed złem. Te funkcje Anioła Stróża wyraża również modlitwa, odmawiana szczególnie w dzieciństwie: Aniele Boży, Stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy. Strzeż mnie od wszelkiego złego i zaprowadź mnie do żywota wiecznego. Amen. Pietro Ricchi w swoim wyobrażeniu Anioła Stróża nawiązał do relacji rodzinnych. W czasie kłótni małżeńskich bywa czasem tak, że jedno z rodziców chroni dziecko przed gniewem i agresją drugiego. Artysta przedstawił dziecko tulące się z wielką ufnością w ramionach anioła. Ponadto Stróż posiada tarczę, pod którą można się ukryć przed gniewem ojca jak pod spódnicą matki (M. Bussagli). Jezus, ostrzegając przed lekceważeniem ludzi małych i nieznaczących, potwierdza, że każdy z nich ma swego opiekuna w niebie: Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie (Mt 18, 10). Dziecko jest symbolem spontaniczności, naturalności, prostoty, braku komplikacji. Dzisiaj dziecko uważane bywa za luksusową zabawkę, jest rozpieszczane i uwielbiane. W mentalności hebrajskiej dzieci przyjmowano przede wszystkim jako Boże błogosławieństwo. Podczas ceremonii zaślubin na progu domu lub namiotu rozbijano owoc granatowca, tak aby ukazały się liczne ziarna, mające symbolizować potomstwo, którego życzono małżonkom. Dzieci jednak nie cieszyły się żadnymi względami ani prawami. Tymczasem Jezus bierze je w obronę, błogosławi, sprzeciwia się apostołom, gdy je odpędzają (por. Mt 19, 13-15). Napomina, by nimi nie gardzić, gdyż mają potężnych patronów w niebiewłaśnie aniołów. Czyniąc wzorem dziecko, czyli tego, kto nieważny, słaby, bezbronny, Jezus weryfikuje ludzką miarę i hierarchię wartości. Być wielkim w oczach Ewangelii oznacza być otwartym na wszystko, co najmniejsze, słabe, potrzebujące szacunku i miłości. Być wielkim oznacza być prostym i pokornym. Postawa dziecka pozwala również odejść od nadmiernego racjonalizmu i zawierzyć wewnętrznej intuicji oraz duchowemu światu aniołów. Wierzyć w aniołów to znaczy wejść głęboko w tajemnicę wiary i przekroczyć tę, wyborną i naiwną, ludową pobożność, która zbyt często je otacza! Ukazują nam oni drogę i prawdę. Otwierają przed nami nieskończone horyzonty i pomagają nadać sens naszemu życiu. Trzeba nadstawiać ucha, nauczyć się na nowo "czuć" świat ducha, by na nowo oswoić anielski świat (N. Timbal). *** Tekst pochodzi z książki Stanisława Biela SJ: "Aniołowie. Medytacje biblijne" wydanej przez Wydawnictwo WAM Stanisław Biel SJ - rekolekcjonista i kierownik duchowy, dyrektor Domu Rekolekcyjnego w Zakopanem. Autor książek i artykułów z dziedziny duchowości. Materiał dostępny po zalogowaniu, Scenariusz zajęć. 2 października obchodzone jest liturgiczne wspomnienie Świętych Aniołów Stróżów. Aniołowie w naszych życiu są bardzo ważni, poznajemy ich od najmłodszych lat. Często dla małych dzieci poznanie Anioła Stróża to również pierwsze poznanie Boga. Zachęcajmy dzieci do dobrej Prezentowany Anioł ma 39 cm wysokości i został ręcznie wykonana z wysokiej jakości ceramiki. Kolor szkliwa że każdy ma swojego Anioła, a Anioł stojący w domu na honorowym miejscu sprawuje pieczę nad ciepłem domowego ogniska i strzeże domowników. Nasze Anioły pochodzą z Polskiej produkcji, i są ręcznie wykonywane. Pięknie się prezentują jako ozdoba w domu ale nie tylko - Anioł jest również doskonałym prezentem zarówno dla kogoś bliskiego, jak i nadaje się na oficjalny prezent dla współpracownika, szefa czy w ramach Aniołach jest coś magicznego co sprawia, że osoba otrzymująca go w prezencie zawsze się uśmiecha i zawsze jest pozytywnie zaskoczona. - Niech żyje nam długie lata, a anioł stróż z białych róż niech mu bukiet splata - takie wyśpiewane życzenia usłyszał podczas wizyty na Podlasiu prezes PiS. Zasłuchanego Kaczyńskiego

Padło hasło - Tatry Wysokie.... No i tak pojechaliśmy.... Leszczu i ja. Oczywiście od samego początku pod górkę. Musiałem iść do pracy w sobotę, więc wymęczony jak koń po westernie wsiadłem za kółko o 23 i wio. Spanie dawało nam się nieco we znaki w drodze, ale ucieszeni brakiem opadów atmosferycznych jechaliśmy przed siebie natchnieni optymizmem. Problemy zaczęły się jak zwykle w Jabłonce. Spanie zaczęło mi bardzo dokuczać. Krótka chwila zastanowienia się i...podjęcie ryzyka... jednak jechać te pozostałe 30 km bez przerwy na sen, dojechać do Zakopanego i tam dopiero przespać się tą godzinkę. W Czarnym Dunajcu nagle przed maskę prosto ze zboża wlatuje młoda sarna. Właściwie to nie wiem, jakim cudem wykręciłem w bok. Wyskoczyła tak nagle, ze chyba zareagowałem odruchowo. Za Chochołowem droga zamknięta - wymiana mostu. No to jedziemy moim skrótem. Świetnie jest, do momentu, gdy kończy się asfalt a ja uświadamiam sobie, że jesteśmy na Gubałówce. Do tego zaczyna mżyć deszcz. Tego było już za wiele! Godzina 3:00. Stajemy pod Wielką Krokwią, kładziemy fotele i tyle nas widziano... Budzę się "do pracy" czyli po czwartej. Urwanie chmury. Fajnie. Leszcza nawet nie budzę. Kładę się spać dalej. Wstajemy po piątej. Leje nadal. Krótka rozmowa. Wycof. Jedziemy więc, w totalnej ciszy, w kierunku Krakowa. Co, tak to się miało skończyć? Na wysokości Drogi do Olczy wymiana spojrzeń i powrót pod Krokiew. Ubieramy się najlepiej jak możemy i idziemy do Kuźnic. Plan jest prosty... dojść do Murowańca i sprawdzić warunki. Ale w sumie nagle przychodzi plan B. Wjechać kolejką na Kasprowy i sprawdzić warunki tam, u góry. Marzy nam się bezchmurne niebo, przecież to możliwe, dolina zawalona chmurami a u góry słońce. Przy okazji - tak zakładam - Świnica i Zawrat są dobre dla Leszcza, szlak wije się po południowych stokach, nie będzie kłopotu ze śniegiem, a jak pójdzie dobrze, pójdziemy do Koziego. Wyciągamy więc po piwku i czekamy na jazdę. Na górze czeka niespodzianka. Toaleta - 2 zł. A że po piwku siuśki gonią podwójnie, wybiegam z budynku sprawdzić warunki pogodowe. Widoczność 30 metrów, zacina deszczem, strasznie wieje.... A więc dobra, słońca jednak nie ma? Idziemy więc w stronę Świnicy. Wiatr jakby cichnie. Na Skrajnej Turni mijamy całkiem pokaźne stadko kozic. Na szlaku zupełnie pusto. Docieramy do Świnickiej Przełęczy. Wychylam się, sprawdzam szlak zejściowy, patrzę na Tomka, chwila rozmowy - to jego pierwsza trasa w Wysokich. Ruszamy dalej. Trawki są zmrożone, ale skała, choć mokra, nie jest zła. Na pierwszych łańcuchach wiem już, że Tomek da sobie radę. Podchodzi do tematu z rozwagą i ze spokojem. Są momenty, że pozwalam mu nawet iść przodem. Do samego rozstaju pod Świnicą jest całkiem w porządku. Problem zaczyna się na samym podejściu na wierzchołek. Leszczu nie umie pokonać łańcucha do góry, mocuje się z nim, ja obchodzę jakoś skałkami z boku Tomka i wydostaję się na niższy wierzchołek. Teraz granią ku przełęczy i... koniec drogi dla mnie, czysty lód. Postanawiam nie ryzykować, wszak mleko z obu wierzchołków prezentuje się podobnie. Wracam na niższy, gdzie w międzyczasie zdołał wdrapać się Tomek. Kawa z termosu i kanapki pochłaniamy jak wygłodzone psy. Jest kilka minut po dziewiątej. Pusto. Cicho. Pięknie. Nadchodzi w końcu czas, by schodzić. Wchodzę pierwszy na łańcuch, gdzie przed kilkoma minutami męczył się mój towarzysz i.. wywijam pięknego sokoła, pierwszy raz w życiu. Na nieszczęście Tomek kręcił akurat filmik i wszystko zostało uwiecznione. Rozbite lewe kolano to jedyna strata, więc obniżam się w łatwym przecież terenie nieco niżej i czekam na Tomka. Ten opuszcza się na łańcuchu jak strażak na rurze i ze śmiechem żegnamy się w ten sposób z wierzchołkiem Świnki. Po paru metrach okazuje się jednak, że nie będzie wesoło. Zaczyna padać, temperatura wyraźnie spada, robi się szklanka. Mam raki i czekan, ale wiem, że nic to nie da. Byle do Zawratu, potem będzie łatwo - tak myślę - i powolutku, krok po kroku, obniżamy się w kierunku przełęczy. W duchu marzę o tym, by dziś żadnej burzy nie było. Wiem bowiem, że nie byłoby wtedy miło. W takich warunkach pośpiech i strach mogłyby być sprzymierzeńcem tragedii. A więc staram się robić dobrą minę do złej gry, żartujemy, śmiejemy się, rozmawiamy, zdobywając każdy centymetr przybliżający nas do przełęczy. Jeszcze tylko przymarznięty płat śniegu i będziemy w siodle. Śnieg jest paskudny i daje mi wiele do myślenia. Ale o tym potem. Po dwóch godzinach i czterdziestu minutach siadam na kamieniu na Przełęczy Zawrat i zjadam kanapkę. Czas piękny. Ale nie szło pogonić bardziej...... Myślę, co dalej? Na dole chyba jest piekło, bo nikogo na Przełęczy nie ma. Chcę schodzić do Gąsienicowej. Plan jest taki, że dam Tomkowi raki i kijki a sam zjadę z czekanem na tyłku. Coś mnie jednak niepokoi ten śnieg. Biorę czekan i sam idę do zawratowego żlebu zobaczyć, jak się sprawy mają? Wracam po chwili i już wiem. Ja zejdę. Tomek nie. Cóż... chyba lepiej zejść bezpiecznie do piątki niż przelecieć się helikopterem do szpitala lub do kostnicy. Tym bardziej, ze przeca ja odpowiadam w tym teamie za bezpieczeństwo. Schodzimy więc do Piątki. Po drodze już wiele się nie wydarzy. Ot, po prostu zgubimy szlak i dzięki temu wyjdziemy nad Zadnim Stawem. A potem będziemy przez wielkie piarżyska powracać do właściwej ścieżki, licząc, że jesteśmy niewidoczni dla flanca (pomarańczowe spodnie, odblaskowa zielona prezerwatywa na plecak...) a później już nie będzie nic... Ot, zwykłe zejście do schroniska, za którym nigdy nie przepadałem, wstrętne kamienie pod nogami w Dolinie Roztoki, wstrętne potoki na szlaku, przez które kiedyś potrafiłem ludzi przenosić, żeby bucików nie zmoczyli. Tym razem patrzę, jak próbują przechodzić po kamieniach, upsss, jednej pani but wleciał do wody... przykro... Ale to klapek, to szybko wyschnie... W końcu wstrętny asfalt z Moka i wstrętne cepry, i jedna rzecz, która mnie rozwala - brak toy toya... A więc ostatni zryw w krzaki i powrót do Zakopanego. A poźniej już spokojna jazda do domu z Riverside w tle. I nowy rekord. 2 godziny 56 minut od ronda kuźnickiego pod drzwi mieszkania... I jeszcze coś, gdybyście myśleli, ze to koniec? tytuł.... Pisałem na początku, że byłem w tych Tatrach z Tomkiem. To nieprawda. Był jeszcze ktoś. Anioł Stróż. Gdyby nie On... A dałbym głowę, że byłem już kiedyś z Nim gdzieś..... Tylko gdzie to było..... Śnieg..... raki.... i jakiś trzeci czlowiek..... Adam? Dziękuję więc za obecność. ps... jogurt na szczycie był.... poziomkowy..... cudo! [attachment=23179] Wieje, pada, ale przebrać się trzeba... [attachment=23181] Pośrednia Turnia a na niej Tomek [attachment=23182] Całkiem sympatyczne spotkanie... [attachment=23183] Dziwne roslinki... [attachment=23184] "wzmocnienie łańcucha" [attachment=23185] Na Świnicy [attachment=23186] Pięć Stawów [attachment=23187] Spotkanie z .... [attachment=23180] Pięć Stawów... Już po... No i na deser..... Szkoła latania Sokoła oraz wywiad z uczniem tejże szkoły....

HHtbKK3.
  • bliaju378q.pages.dev/120
  • bliaju378q.pages.dev/133
  • bliaju378q.pages.dev/245
  • bliaju378q.pages.dev/9
  • bliaju378q.pages.dev/46
  • bliaju378q.pages.dev/229
  • bliaju378q.pages.dev/64
  • bliaju378q.pages.dev/320
  • bliaju378q.pages.dev/144
  • a anioł stróż z tych białych róż nuty